31 sierpnia 2011

"Fatum" Piotr Rowicki

Piotr Rowicki
Fatum
Wydawnictwo Oficynka
Premiera: 26 sierpnia 2011

Oto Gdańsk. Jeśli myślicie, że dobrze znacie to miasto, cofnijcie się lata wstecz, a zrozumiecie, jak bardzo różni się ono od waszych wyobrażeń. W tym barokowym obrazie miasta największe zagadki wypływają wreszcie na światło dzienne, nadając mu niespodziewany charakter, w którym trudno o przesadę. Tutaj wszystko dzieje się naprawdę, a najczarniejszy humor wplata się w najdrobniejsze codzienne zwyczaje, czyniąc z nich szaleńczą makabrę bez wytchnienia. W tych niespokojnych duszach błądzących ulicami miasta mieszka tyle okrutnych pragnień, przerażających fetyszów i brutalnych myśli, że normalność nabiera nowego znaczenia, a spokój na zawsze zostaje zakłócony.

Dziesięć opowieści kryminalnych prosto z Gdańska opętanego barokowym przepychem i szaleństwem. Tutaj na każdym kroku spotykamy zbrodniarza, który ukrywa splamione krwią ręce, by jego zbrodnia nie wyszła na jaw. Motyw śmierci widnieje w każdej opowieści, ale jej prześmiewczy charakter wciąż zaskakuje swoim rozwiązaniem. Czy pomarańcze z Hiszpanii naprawdę mogą zabijać samym swoim widokiem? Czy można zapomnieć, że samemu popełniło się zbrodnię? Czy najspokojniejszy i najuczciwszy człowiek, jakiego znamy, naprawdę może być zwyrodnialcem? Co zrobić jeśli próba ratowania sytuacji jeszcze bardziej nas w niej pogrążyła?

Każde opowiadanie daje nam zagadkę kryminalną, która ukazuje absurd sytuacji. Widzimy nie tylko poszukiwanie prawdziwych oprawców zbrodni, ale też pogoń winowajcy za karą dla siebie. Całkowicie nowe spojrzenie na Czerwonego Kapturka rozśmiesza i przeraża zarazem, gdy nie jest on już tą samą niewinną dziewczynką. Rowicki doskonale pokazuje dwuwarstwowość człowieka, który, choć szanowany przez wielu, skrywa najwięcej okrutnych tajemnic. Ukazuje, że nie pozycja czyni człowieka poprawnym i że każdemu zdarzają się okrutne pragnienia, których nie sposób powstrzymać. Mamy tu nieprzemyślane porwanie, dziecięce spojrzenie na makabrę, przypadkowe zabójstwa i zabawę śmiercią. Prawdziwy danse macabre!

Kryminał w najlepszym wydaniu, bo nie sposób oprzeć się klimatowi barokowego Gdańska. Okres, który tak wiele wprowadził do umysłów filozofów, który zachwycał bogactwem i swoją zmysłowością, tutaj sprowadza się do bezmyślności, hedonistycznego spojrzenia na świat i całkowitego wyzbycia się rozumu. Tutaj króluje śmierć - brutalne mordy zarówno przykładnego burmistrza jak i zwykłej dziewki, i dzikie żądze, które swoje ujście tak często znajdowały jedynie w morderstwie.

To nie są zwyczajne opowieści kryminalne, jakich wiele. Nie są one bezbarwne i zdawkowe, a to dzięki temu, że pełny splendoru i wystawności barokowy pejzaż mieszkańców Gdańska został wzbogacony o pewną bezwzględność, brak granic i idylliczne podejście do życia. Tutaj mamy morderstwo, które harmonizuje ze śmiechem, śmierć, która niesie znamiona przyjemności i zabawę, która łączy się z egzekucją.

Najbardziej niecodzienne opowieści kryminalne, jakie mogą trafić w nasze ręce. Tutaj zachwyca i zadziwia wszystko, a najbardziej panujący nastrój, całkowita wolność myśli i czynów, śmiech w najbardziej nieludzkiej postaci, całkowite szaleństwo i najpodlejsze zachowania. Nawet jeśli nie dla kogoś poszukiwanie mordercy wraz z bohaterami, kryminalne intrygi i podążanie czyimś tropem, zachwyci go sposób budowania więzi oprawcy z czytelnikiem, proste historie z niebanalnym zakończeniem czy przejrzysty język, w którym jednak kryje się coś z siedemnastowiecznej atmosfery miasta. Groteska, która zaspokaja najwybredniejsze gusta.

Zabawia, pożera, zachwyca. Trzeba przeczytać, ocena 5/5:)

Za tę wspaniałą książkę dziękuję wydawnictwu:

Książka najtaniej dostępna na ksiegarniazwb.pl już za 15, 00 zł :)

Fatum [Piotr Rowicki]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

28 sierpnia 2011

"Liczby Charona" Marek Krajewski

Marek Krajewski
Liczby Charona
Wydawnictwo Znak, 2011


Marek Krajewski zdążył już zaspokoić najwybredniejsze gusta miłośników kryminałów. Rozpoczęcie cyklu o Edwardzie Popielskim książką „Erynie” przyniosło wielu zwolenników, pomyślnych opinii i na pewno niezłej pozycji dla miłośników polskiej książki. A jednak nie były to przecież pierwsze jego książki, więc czemu dopiero „Erynie” i „Liczby Charona” tak zachwyciły czytelników? Co zdarzyło się we Lwowie?

Jest maj 1929 roku. Komisarz Edward Popielski, który stracił pracę w policji z powodu swej niesubordynacji, dostaje niecodzienną propozycję. Piękna i młoda Renata Speling, która dawniej była jego uczennicą, teraz zwraca się do niego z prośbą o odnalezienie zaginionej kobiety. Renata zna powagę sytuacji i sama nie potrafi rozwiązać tajemniczego zniknięcia. Popielski nie potrafiąc oprzeć się jej urokowi, zgadza się i coraz bardziej pogrąża się w świecie tajemnych listów pisanych po hebrajsku i zakodowanym w nim kodzie. Czy liczby Charona naprawdę istnieją czy to tylko zwykły przypadek łączy kolejne zabójstwa?

Książka Marka Krajewskiego charakteryzuje się ogromną wiedzą. Wciąż trafiamy tutaj na skomplikowane obliczenia, schematy, tematy matematyczne, które niewiele mówią przeciętnemu czytelnikowi, ale są niezrównaną bronią w rozwiązywaniu zagadek. Liczby Charona stają się zaszyfrowanym kodem, który łączy następujące po sobie morderstwa przekazując w nich zaszyfrowane informacje. Pomysł na pewno jest niezły, bardzo dopracowany zwłaszcza, gdy wciąż widzimy owe schematy, obliczenia i dokładnie objaśniane nam są wszystkie porównania i tabele, którymi posługują się bohaterowie. Dzięki temu możemy poczuć się jak komisarz i razem z nim badać, co morderca chce przekazać, posługując się językiem hebrajskim.

Język wydaje się dość trudny właśnie przez ciągłe posługiwanie się odniesieniami matematycznymi, jednak wszystko z czasem zostaje nam wytłumaczone. Zagadka staje się coraz bardziej zawiła, a tropy zdają się mnożyć, a my wciąż możemy śledzić tropy Edwarda Popielskiego jego oczami. W książce trochę przeraża nadmierne używanie obcych słów, gdzie wiele z nich opatrzonych jest gwiazdkami i wciąż musimy sięgać na dół strony, żeby zrozumieć, o co chodzi. Było tego naprawdę sporo, a, według mnie, nie wzbogacało to treści w szczególny sposób.

Historia bohaterów jest prosta. Mężczyzna po czterdziestce pałający namiętnością do kobiety po dwudziestym roku życia, nie potrafiący oprzeć się jej prośbom. Morderstwa wiedźmy, nierządnicy i mędrca połączone ze sobą w zdumiewający sposób ciągiem znaków. Zagadka kryminalna ze świetnym tłem, dopracowanymi postaciami, z których każda ma coś „za uszami”. Tu chyba nic nie jest do końca jasne.

Chociaż „Liczby Charona” to druga część cyklu, a ja nie dotarłam do pierwszej, nie miałam problemów ze zrozumieniem całej historii. To całkowicie niezależna opowieść, choć prowadzona życiem tego samego człowieka. Po książce od razu widać ogromną wiedzę Krajewskiego, dzięki czemu książkę czyta się z zainteresowaniem. Może pozycja nie wciągnęła mnie tak, jakbym tego oczekiwała, ale na pewno doceniam świetny pomysł i dobrze skrojone postacie. Krajewski na pewno wzbogacił rynek polskich kryminałów o interesujące pozycje, po które warto sięgnąć.

Jeśli wydaje na się, że wszystko zostało już napisane, Krajewski pokazuje, że wciąż jeszcze wiele jest do odkrycia. Bardzo dobry polski kryminał, który czyta się z przyjemnością. Polecam: 4/5!

Książka najtaniej dostępna na merlin.pl już za 27, 44 zł :)

23 sierpnia 2011

"Opowieści makabryczne" Stephen King


Stephen King
Opowieści makabryczne
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2008


Oto mistrz grozy w na pewno odrobinę mniej kojarzącej się z nim wersji. Ale czy czasem nie warto ukazać swoje opowieści w innym formacie? Choć odnoszę wrażenie, że komiksy nadal czytają nieliczni, fani Kinga na pewno powinni zajrzeć także tutaj, aby dowiedzieć się, co zawarł w swoich makabrycznych opowieściach i czy to nadal jest ten King, którego znamy. Komiks z rysunkami w stylu lat 50-tych w połączeniu z typowym dla autora czarnym humorem w 1982 roku stał się wzorem dla filmu Creepshow reżyserowanego przez George'a A. Romero'a.

W komiksie znajdziemy pięć opowieści, które, co nie dziwi, są prawdziwie makabryczne. Opowieści mówią kolejno o: powstającym z grobu zombie; mężczyźnie, którego meteoryt zamienił w roślinę; tajemnej skrzyni, która skrywa w sobie krwiożerczego potwora; zemście za niewierność oraz ostatnia o tym, że zapłata za obojętność może przybrać formę, której najbardziej się obawiamy.

To, co na początku należałoby zaznaczyć, że to już nie jest ten sam King. Oczywiście opowieści są przerażające, ale na pewno nie zajmują już na tak długi czas naszego umysłu i nie przerażają tak bardzo, jak opowiadania czy powieści. Tutaj mamy jedynie spłycenie, które dla wielu na pewno nie jest wystarczające. Historie są ciekawe, ale to za mało, by się w nich zagłębić bez pamięci. Są straszne, ale nieprzerażające. King zawsze buduje nastrój słowem, a w komiksie jednak ma dużo mniejsze pole do popisu, przez co całość staje się już nie tak godna uwagi.

Najbardziej zachwyciła mnie szata graficzna, która jest naprawdę wspaniała. Rysunki wypadły tutaj dużo lepiej niż same historie. Są świetnie dopracowane i czasem przerażały bardziej niż słowa. Zarówno okładka wykonane przez Jacka Kamena jak i ilustracje komiksu autorstwa Berni'ego Wrgightsona są fenomenalne i już dla nich samych warto sięgnąć po komiks.

Opowieści bardzo typowe dla Kinga, na pewno przerażające, na pewno makabryczne. A także widoczna w nich jest psychologia, którą autor lubi się bawić. Zapłata za wykonywane krzywdy, zemsta, chęć wyswobodzenia się od zniewolenia, wyrzuty sumienia, pragnienie bycia kimś albo też tuszowania pewnych spraw. Opowieści jasno pokazują nam pomysł i charakter twórczości autora, ale bardzo go minimalizują.

Czuję ogromny niedosyt, wiedząc, że to ten sam King, którego książki tak bardzo uwielbiam. Komiks zdecydowanie tylko dla fanów, którzy nie przepuszczą żadnego dzieła Kinga lub czytają komiks za komiksem. Reszcie raczej nie polecam, bo raczej nie znajdą tutaj dreszczyku i zawiłych wydarzeń.

Ocena tylko 2,5/5, nawet pomimo Kinga ;)

18 sierpnia 2011

"Monster High" Lisi Harrison

Lisi Harrison
Monster High. Upiorna szkoła
Wydawnictwo Bukowy Las, 2011


Jak wspaniale byłoby móc być sobą zawsze i wszędzie! Nie martwić się, co ludzie powiedzą na nasz nowy strój, nie bać się utrzymywać swojego stylu, mówić co dusza zapragnie, z radością pokazywać swoją zieloną skórę, śruby w szyi czy futro pokrywające skórę... Zaraz zaraz... To chyba już nie jest normalne? Chociaż z drugiej strony, jeśli już zagłębimy się w pomysł Lisi Harrison pojęcie tej normalności przybiera całkiem nowe znaczenie. Bo co to tak naprawdę znaczy? Co jeśli „ja”, które znamy tak bardzo rożni się od „ja” innych, że nie będą w stanie tego zaakceptować? Mamy być normalni, czyli tacy jak oni, czy normalni, czyli tacy jacy jesteśmy naprawdę? Bo właściwie jacy jesteśmy lub raczej jacy chcemy być?

Wszystko, czego pragnęła Melody, to śpiew. Wcale nie przeszkadzał jej garbaty nos i to, że często bywała z jego powodu wyśmiewana. Astma niestety przeszkodziła jej w spełnianiu marzeń, a podstęp ojca, który obiecał, że operacja nosa pomoże uporać się z gardłową chorobą, nie przyniosła oczekiwanego przez nią efektu. To jednak wystarczyło, żeby stała się piękna, a przede wszystkim nie kojarzona jedynie z za dużym nosem. Czy to jednak naprawdę było jej marzeniem?

Frankie, choć była nastolatką dopiero od kilkunastu dni, bardzo kochała siebie taką jaka była. Uwielbiała swoją zieloną skórę, szwy pokrywające jej ciało i śruby w szyi oraz to, że była wnuczką Frankensteina. Tylko co z tego, jeśli, aby wtopić się w otoczenie, musiała nakładać na siebie tonę kosmetyków? Aby nie szokować uczniów nowej szkoły miętowo-zieloną skórą, musiała udawać, że niczym się od nich nie różni... Cóż, trzeba przyznać - nie było łatwo.

W Merston High poznajemy wielu bohaterów. Melody i Frankie szybko znajdują przyjaciół i, choć wydaje się łączyć je to samo pragnienie, stają po przeciwnych stronach barykady. Potyczkom słownym tych dwóch grup i szkolnym żartom nie ma końca, a w końcu każdy chce tylko odrobiny akceptacji i szczerej przyjaźni. Chociaż obie dziewczyny usytuowują się we wrogich sobie gronach, same nie walczą między sobą. Tak naprawdę nie zdają sobie sprawy, jak wiele je łączy.

To, co najbardziej przyciąga, to ciągłe niespodzianki i nieprawdopodobny humor. Tutaj do samego końca nie wiemy, kto jest kim, a kto skrywa mroczne tajemnice, które po raz kolejny mają nas zaskoczyć. Kiedy już jesteś pewny, że nic nie zdoła cię zadziwić, okazuje się, że w Monster High jeszcze wiele może się zdarzyć. Pomysły sypią się jak z rękawa, bohaterowie są wspaniali i nieprzewidywalni. Nic tu nie jest jednoznaczne. Każda osoba ujawnia nie tylko swoje sekrety, ale też najgłębiej skrywane pragnienia. Lisi Harrison udowadnia, że nawet jeśli czujemy się samotni ze swoją odmiennością, niedaleko zawsze jest ktoś, kto potrafiłby ją zrozumieć.

Książka przeplata się rozdziałami z życia Frankie i Melody, ukazując życie każdej z nich. Są to tak naprawdę dwie różne historie, które w pewnych momentach się spotykają, by zaraz znów ruszyć we własnym kierunku. Mimo to wszystko jest bardzo czytelne i doskonale widzimy powiązania między tym, czego pragnie Frankie, a tym, na czym zależy Melody. Książka jest krótka, co trochę zasmuca, bo czyta się ją naprawdę przyjemnie i aż nie chce się rozstawać z bohaterami. Język jest prosty, przez co kartki przemykają pod palcami niezwykle szybko. Chociaż wciąż jest to książka dla młodzieży, widzimy tu sporo pragnień, nadziei i obaw, które niejednego dorosłego mogłyby wiele nauczyć.

Szkoła niezwykła, bo niezwyczajna. Tak naprawdę Lisi Harrison pod powłoką dobrego humoru, który wplata się w życie nastolatków, przekazuje nam solidną lekcję. Książka na pewno uczy akceptacji samego siebie, odmienności innych, przyjmowania tego co inne i niepodlegania stereotypom, które rządzą ludźmi od pokoleń.

Bo czy ten potwór naprawdę musi być taki zły? Czy to, że ktoś wygląda inaczej znaczy już, że on nie jest normalny? Oczywiście, że jest! I chyba już nie od dziś wiemy, że tak właśnie być powinno. A jak jest w Merston... a raczej Monster High? Przekonajcie się sami, jeśli jesteście spragnieni dowcipnego spojrzenia na odmienność oczami niezwykłych nastolatków!

Moja ocena: 4/5 i polecam!

Za książkę dziękuję wydawnictwu:


A ja niestety żeganm się z Wami na kilka dni :)
życzcie mi dobrej pogody!

17 sierpnia 2011

"Dobry, zły i nieumarły" Kim Harrison

Kim Harrison
Dobry, zły i nieumarły
Wydawnictwo MAG, 2010

Druga część historii o Zapadlisku i kontynuacja kryminalnego życia czarownicy Rachel Morgan. W czasie, gdy na półkach zasypywani jesteśmy opowieściami o wampirach, chyba miło sięgnąć po coś, gdzie nie byłyby one główną przyczyną kryminalnego zamętu. Kim Harrison znów wprowadza nas w stworzony przez siebie dość niecodzienny świat, w którym wraz z Rachel będziemy mogli podążać za grasującymi przestępcami.

Rachel Morgan jest czarownicą. Ponieważ znów brakuje jej pieniędzy na zapłacenie czynszu, chwyta się niemal każdego zlecenia. Niestety nie urodziła się pod szczęśliwą gwiazdą, bo jak do tej pory wielu jej zleceniodawców zdołało ją wykiwać, pozostawiając z niczym po wykonanej robocie. Co jednak zrobić? Kiedy zaczynają znikać czarownice i czarownicy posługujący się magią magicznych linii, po raz kolejny musi zakasać rękawy i spróbować wywalczyć odrobinę pieniędzy. Naznaczona przez demona szybciej potrafi nawiązać kontakt z nadprzyrodzonymi istotami, by wypytać je, kto morduje niewinnych czarowników.

To, co pierwsze należało by powiedzieć o książce, to różnica między zagłębianiem się w pierwszą część a drugą. Wtedy miałam niemały problem, żeby wdrożyć się w ten świat, zrozumieć, jakimi prawami rządzi się Zapadlisko. Teraz, kiedy udało mi się już poznać wszystkie jego zwyczaje, zrozumieć bohaterów i przede wszystkim język, który Kim Harrison się posługuje, sprawa była o wiele prostsza. Teraz jesteśmy w świecie, który dobrze znamy, potrafimy się w nim poruszać i, choć ten już nie zaskakuje, zadziwia na pewno historia. Jak zwykle mamy tu kryminalną zagadkę, wiele morderstw, kilku podejrzanych, a wszystko po raz kolejny nie do przewidzenia.

Można naprawdę odetchnąć z ulgą, że i z tej części Harrison nie zrobiła ze swojej książki paranormalnego romansidła. Jedna scena quasimiłosna, bo i tak autorka skupia się w niej głównie na skutkach blizny pozostałej po walce z demonem. I muszę przyznać, że w pełni mi to odpowiadało - nie czułam się obciążona tematyką, której teraz wszędzie pełno.

To nie jest opowieść o wampirach, choć występuje tu jedna bardzo ważna wampirzyca. Może jednak przez to, że tu jest to nazywane wirusem wampiryzmu, a Ivy wciąż nie umarła (bo dopiero wtedy będzie wampirem z krwi i kości), czujemy tu pewną świeżość i na pewno widzimy coś nowego. Poza tym, czy wampirza abstynentka w pewnym sensie nas nie rozczula? Poznajemy bliżej Jenksa, czyli małego pixy, który znów pokazuje swój charakterek, a przy tym trójkę jego dzieci, równie odważnych jak on.

Co jeszcze czeka nas w tej części? Bardzo wiele dla miłośników czarostwa - po raz kolejny magiczne amulety, bez których naprawdę trudno sobie radzić, ale dodatkowo widzimy tu magię linii, magiczne rytuały, przyzywanie demonów, kociołki, zaklęcia... I tutaj właśnie ta magia odgrywa najbardziej znaczącą rolę, a przy tym tak znacznie różni się od części pierwszej.

O cyklu Kim Harrison można powiedzieć wiele. Choć spotkałam się z negatywnymi opiniami, myślę, że warto sięgnąć po Zapadlisko choćby dlatego, że wprowadza do nadnaturalnego świata wiele innowacji, z którymi nie spotkamy się nigdzie indziej. Zbudowany świat w żadnym stopniu nie jest typowy. Główny motyw to kryminalna zagadka. Wciąż coś nas zaskakuje. Bohaterowie są zabawni, ale potrafią też rzucić się w wir walki. Choć nie jest to wymagające dzieło, na pewno przyjemnie spędza się przy nim czas i nie można się przy nim nudzić.

Moja ocena: 4,5/5

Poprzednia część:
Przynieście mi głowę wiedźmy

15 sierpnia 2011

"To" Stephen King

Stephen King
To
Wydawnictwo Albatros 2009, Wydanie I


Gdy jest się dzieckiem wszystko jest inne. Bardziej przerażające. Zgaszone światło lampki przy łóżku. Ono zawsze powodowało, że pojawiały się potwory. Uchylone drzwi od szafy, choć mógłbyś przysiąc, że jeszcze przed sekundą były domknięte. Gałęzie poruszane za oknem przybierały kształty długorękich upiorów, które stukały w szybę puk puk puk, rzucając cienie na podłogi oświetlane blaskiem księżyca. Może to jednak nie nasze otoczenie bardziej nas przerażało, ale my widzieliśmy więcej. Czy zło pisane krwią, której nikt inny nie widzi, naprawdę istnieje? Czy odnajdziemy w sobie siłę, by je zwalczyć? By znowu pokonać TO?

Bill, Stan, Mike, Richie, Beverly, Eddie i Ben, a po drugiej stronie Derry i To. Miasto zaczyna napawać lękiem niejednego mieszkańca. Brutalne morderstwa, gwałty, nierozwiązane sprawy sprzed lat, które zdają się powracać. Choć już raz To zostało pokonane, nie umarło. Siedmioro śmiałków przysięgło, że jeśli znowu się pojawi, powrócą. Choć przeszłość została wyparta z ich umysłów, muszą ją przywrócić, przypomnieć sobie, czym jest To i jak je zwalczyć. Czy własne lęki im nie przeszkodzą? Czy po tylu latach znów będą potrafili połączyć swoje siły, zaufać sobie i walczyć o siebie i ratunek dla Derry? Przed nimi wielki sprawdzian, który ma znów wydobyć z nich dziecięcy zapał, wiarę i upór, by ostatecznie pokonać To.

Nie wiem, jak to możliwe. Czytacie książkę, która zajmuje was czytaniem na kilka dni. Ponad tysiąc stron odkrywania najgłębiej skrywanych leków i mrocznych zakamarków z przeszłości. A kiedy już zrozumiesz, gdzie czai się zło, zaczynasz omijać wszystkie kanały w swoim mieście i bać się wejść do łazienki, aby nic nie przemówiło do ciebie z rur. Wyobraź sobie moją konsternację, gdy po pierwszych kilku rozdziałach, gdzie obraz clowna był najmocniej uwydatniony, w mieście zauważyłam czerwony balon, pałętający się samotnie po ziemi. Zupełnie taki sam, jaki w swych dłoniach trzymało To.

Do walki z Tym staje siódemka młodych ludzi. Bo choć spotykają się po tylu latach, muszą powrócić do tego, co było. Ich umysły wciąż są młode, wciąż są tak samo wspaniałe i lojalne wobec pozostałych. Każdy z nich ma swoje lęki z przeszłości, które teraz ich doganiają. Każdy z nich ma tajemnice z teraz, o których nie potrafi mówić głośno. Przez to dla każdego z nich To przybiera inną postać. Niezwykłe połączenie kilku umysłów, których wytrwałość i nadzieja, że Derry jeszcze może się otrząsnąć z koszmaru, który dręczył je przez tyle lat i wciąż do niego powracał. Jeżeli chcielibyśmy mieć kogoś u swego boku, walcząc ze złem, to tylko tę siódemkę. Z nimi wszystko wydawało się prostsze, a przede wszystkim możliwe.

To zajmuje czas na długo. To jednak pierwsza tak gruba książka, którą przeczytałam z własnej chęci, nie martwiąc się o to, że nie zdołam się z nią uporać. Tutaj historia nas pochłania. Zdaje się, że To jest obok nas, że zaraz pochwyci nas swoimi łapami, że pojawi się przed nami w najbardziej przerażającym nas kształcie. Tutaj idziemy razem z bohaterami ramię w ramię kanałami, by zgładzić To, by uratować Derry. Tutaj jesteśmy częścią całej historii i naprawdę To jest także naszym bezimiennym koszmarem.

Stephen King w swoim najdoskonalszym wydaniu. Nie sposób odmówić mu talentu do budowania grozy. Najwspanialsze w jego dziełach jest to, że wydobywa strach z nas samych, dociera w zakamarki umysłów i zaszczepia w nas coś, co nie pozwala przejść bez emocji ulicami miasta czy spać spokojnie. Horror, który u niego jest zawsze niekonwencjonalny, mistrzowsko zbudowany, dokładnie opisany i pochłaniający na wiele dni poprzez czytanie, a potem kolejne dni na odkrywanie własnego strachu, zła, które też zdaje się czaić gdzieś obok nas.

Jeżeli pragniecie horroru, który przeniesie się do waszych domów, który niemalże zalęgnie się w waszym świecie, sięgnijcie po To. Może pojawić się u was tak jak w Derry - bezimienne i przerażające...

5/5

To [Stephen King]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

8 sierpnia 2011

"Tajny wywiad cara Grocha" Andrzej Bielanin


 Andrzej Bielanin
Tajny wywiad cara Grocha
Wydawnictwo Fabryka słów, 2010

Ojczulku gubernatorze śledczy!

Informuję, że wynikła pilna sprawa, która dłużej już czekać nie może. Konieczne jest jej rozpatrzenie w jak najkrótszym czasie. Ponieważ nasz cesarz Groch tutaj, w Łokoszinie, potrzebuje kogoś zaufanego, a przy tym gotowego na wszystko, Ty, ojczulku dzielnicowy, musisz rozpatrzyć tę sprawę w trybie natychmiastowym.

Jak poinformował już was Cesarz, bo przecież jesteście jedynym podporucznikiem milicji na całe państwo, padł on ofiarą okrutnej kradzieży. Ponieważ sami znacie jego opieszałość i zanadto wielką pewność w osądzaniu i karaniu, a dopiero potem w docieraniu prawdy, lepiej, żebyście dokładnie zapoznali się z całą sytuacją, która ogarnęła Łokoszin. Monarcha najchętniej zakułby w dyby całe miasto lub każdego z osobna łamał kołem. Sami więc rozumiecie, jakie to pilne.

Otóż carski pałac został ograbiony z niebywałego bogactwa. W skarbcu braknie dębowego kufra wzmacnianego żelazem, w którym znajdowało się ponoć trzysta czerwońców, choć Monarcha podejrzewa, że mogło być ich więcej, a także perskiej roboty złoty pierścień z chryzoprazem. Ponadto wcześniej w niewyjaśnionych okolicznościach zaginął klucz, który dziwnym trafem znalazł się po łóżkiem naszego cara Grocha. Podejrzewamy, że ma wiele wspólnego z całym tym wydarzeniem, ponieważ Monarcha zwykł wieszać go na haku.

Bylibyśmy gotowi wysłać konne patrole i kilkudziesięciu strzelców, coby ze sprawą się uporali w mig, jednak dysponujemy tylko Dymitrem, zwanym Mitką, waszym podkomendnym, co jest na gubernatorskie rozkazy, choć czasem ręce świerzbią go za bardzo. Uczyni jednak wszystko wedle rozkazu i nawet pijany pomoże schwytać złodzieja!

Car Groch poinformował nas, kogo podejrzewa, a my czym prędzej przyprowadziliśmy te trójkę pod twój dom. A jeśli kur i tak już cię z rana obudził, bo babuleńka z niego rosołu zrobić nie chciała, zajmij się nimi, by dojść do prawdy. Są tam bojar Myszkin, skarbnik Tiura i diak Filimon, a wszyscy zdają się kłamać w żywe oczy. Tylko oni z łatwością mogli dotrzeć do skarbca cara Grocha i wynieść z niego kosztowności. Jeśli poprosisz swoją babuleńkę, Babę Jagę, co pod swój dach cię przyjęła i pyszne obiady gotuje, razem na pewno sprawę rozwiążecie. Jeśli to prawda, że najprawdziwsza magia ją otacza i że dawnymi czasy parała się czarami, i w lesie w domu na kurzej nóżce mieszkała, odkryjecie, kto władzę Monarchy podważa. Podobno wystarczy, że okiem rzuci na kogo i od razu pozna, kto prawdę powiada, a kto kłamie, kto niewinnym, a kto złodziejem. Podobno w kilku słowy, potrafi buzię zamknąć gadułom i kłamcom...

Ojczulku Nikito Iwanowiczu! Melduję jeszcze, że ta sprawa to nie lada historia, co przez lata warta będzie wspominania. Nie dość, że mamy tu iście kryminalne sytuacje, szpiegowskie podchody, zaczarowaną babuleńkę, to jeszcze wszystko dzieje się tu, w Rosji. Sam przyznaj, że temperamentu naszego do niczego przyrównać się nie da, więc nikt nie uraczy cię humorem tak jak Mitka czy sami nasi podejrzani.

A wszystko zostanie zaprotokołowane przez Andreja Olegowicza Bielanina, co nie tylko malarzem był, lecz też poetą i pisarzem, który najlepiej potrafi sytuacje ubierać w słowa i wie, jak pisać, żeby nie można długo było się oderwać od spisanych opowieści.

Tak więc, Nikituszko, znaczy ojczulku gubernatorze śledczy! Zapoznaj się szybko ze sprawą i przystąpmy do działania!

Ocena: 4,5/5 :)

4 sierpnia 2011

"Ujarzmić bestię" Emily Maguire

Emily Maguire
Ujarzmić bestię
Wydawnictwo G+J RBA, 2006


Trudno pisać o książce, jeśli nie można jej odnieść do innych z jej kategorii. Nie mam w zwyczaju sięgać po romanse, a jednak tym razem pokusiłam się po coś innego. Choć czytało się ją niezwykle szybko, wciąż nie łatwo mi ją zrozumieć. Przedstawione wydarzenia na pewno potrafią wstrząsnąć swoją brutalnością i najbardziej chorym spojrzeniem na miłość. To nie romans, ale dramat utraconego życia.

Sara Clark miała czternaście lat, kiedy została uwiedziona przez dwa razy starszego od niej nauczyciela, Daniela Carra. Początkowe potajemne, spokojne spotkania nabierały tempa i szybko przybrały nieoczekiwany kształt. Coraz częstsze, brutalniejsze i coraz bardziej przerażające były sposoby, jakimi Carr manifestował swoją miłość wobec niej. Młoda dziewczyna została wrzucona w dorosły, całkowicie niedelikatny świat, z którego nie potrafiła się wyplątać, by żyć tak, jak jej rówieśnicy. Jej miłość do nauczyciela rosła i rosły też jej potrzeby. Nie skończyło się to także potem, kiedy Daniel Carr odszedł, powracając do swojej żony i dzieci. Sara Clark, dziewczyna, której po jego odejściu zaczęło czegoś brakować, stała się bezustannie łaknącą seksu kobietą, która nie chciała dla siebie innego życia.

Wiele razy miałam ochotę odłożyć książkę. Temat wydaje się tak trudny i zwyczajnie niemożliwy do zaakceptowania, bo to tylko młoda dziewczynka, która potrzebowała uwagi, przez co w taki a nie inny sposób zareagowała na dorosłego mężczyznę. I kiedy wydaje się, że to już jest najgorsze, wciąż jesteśmy zasypywani sytuacjami, które są tak brutalne i kontrowersyjne, że nie łatwo przychodzi ich czytanie. Jeśli niepoprawnie często słyszeliśmy słowa „kocham go, mimo że mnie bije”, to tutaj na miejscu jest raczej „kocham go, więc niech mnie katuje”.

Sara Clark to dziewczyna, która nie tyle zgubiła swój sens życia, co zyskała całkiem nowy, choć całkowicie nieodpowiedni. Miała setki kochanków, często nie pamiętając nawet ich imion. A przecież potrafiła kochać. Z tym, że miłość ta była trudna, bo nie oczekiwała ciepła i zrozumienia. Pobita, posiniaczona, głodna, wciąż pijana i po narkotykach - jeżeli to miało wzmocnić jej doznania, pragnęła tego. Zwłaszcza, jeśli dawał jej to ukochany mężczyzna.

Poza całą masą erotycznych scen, wykorzystane jest tu wiele pięknych cytatów o miłości i o pożądaniu. Chyba to każe nam zrozumieć, że to wszystko to nie bezmyślne rozdawanie ciała, ale ciągłe poszukiwanie tej istoty o dwóch grzbietach, czyli cudownego połączenia dwojga ludzi w miłosnym akcie. Przez to widzimy w tym nie tylko zwykłą cielesność, ale szukanie duchowości w całkowicie fizycznym akcie.

Książka na pewno skłania do przemyśleń nad życiem. Zaczynamy się zastanawiać, czemu niektórzy szukają szczęścia tam, gdzie inni pokazują im tylko jego ułudę. Cy dookoła nas jest więcej takich osób, które nie potrafią odnaleźć tej właściwej drogi, które szukają życia, balansując na granicy ze śmiercią?

Powieść na pewno trudna, nie tyle w jej przeczytaniu, co odbiorze, w zrozumieniu bohaterów i ich pragnień. Bardzo erotyczna, bezgranicznie brutalna, pozbawiona moralności powieść, która przywodzi na myśl chyba jedynie markiza de Sade'a. Romans nie dla tych, którzy szukają pięknej historii o miłości we wszystkich jej aspektach i z szczęśliwym zakończeniu, ale całkowicie perwersyjnej i okrutnej historii, która jednak w jakiś sposób potrafi wstrząsnąć i poruszyć.

3,5/5

To właśnie była 52 książka w tym roku, więc minimum wykonane :) Czytamy dalej!

2 sierpnia 2011

Wyniki (:

Minęła planowana godzina, tak więc bez zbędnych wstępów ogłaszam, że książka 


trafia do

Ice_Fire

która pomimo tego, że wpisała się dwa razy pod postem, a policzyłam oczywiście ją jeden raz, i tak wygrała :)

Zaraz skontaktuję się ze zdobywczynią mailem, a wszystkim dziękuję za udział i zapraszam do częstego zaglądania, bo kolejna wygrywajka niedługo, a póki co zapraszam do czytania:)




1 sierpnia 2011

"Małe zbrodnie małżeńskie" Éric-Emmanuel Schmitt

 Nie zamierzałam dziś dodawać kolejnej notki. Ale kolejna pozycję pochłonęłam tak szybko, że musiałam się wrażeniami od razu podzielić z Wami :)



Éric-Emmanuel Schmitt
Małe zbrodnie małżeńskie
Wydawnictwo Znak, 2008

To już moje drugie spotkanie z Érikiem Emmanuelem Schmittem. Po raz kolejny przysiadłam do niego z wielkim zapałem i wysokimi oczekiwaniami, wiedząc już jak wiele po autorze można się spodziewać. Kiedy Trucicielka zawładnęła całkowicie moim umysłem nie myślałam, że ten jeden autor posiada w swoim dorobku więcej historii, które tak potrafią zachwycić. Jego opowieści pochłania się myślami, zmieniając sposób pojmowania świata i formułując nowe teorie swojego bytu. Schmittowi zawsze udaje się nas zmienić, choćby jakąś małą cząstkę wewnątrz nas, która do tej pory niedoskonała, wreszcie przybiera najznakomitszą formę.

"Kiedy widzicie kobietę i mężczyznę w urzędzie stanu cywilnego, zastanówcie się, które z nich stanie się mordercą"

Trudno opisać tę opowieść, nie zdradzając tego, co najistotniejsze. Kiedy historia porywa swymi pierwszymi słowami, nie sposób już przekazać minimum informacji, bo na usta wciąż cisną nam się kolejne. To, że mamy tutaj mężczyznę i kobietę, którzy rozmawiają ze sobą byłoby najtrafniejszym opisem historii, choć wydają się to ubogie słowa. A jednak nie sposób powiedzieć, jacy oni byli, kiedy zmieniali się z kolejnymi stronami. Nie sposób powiedzieć, co robili, bo tak wiele było tu kłamstw, które wciąż zmieniały swój status z prawdy na fałsz. Małżeństwo prowadzące dialog, który przeraża swoim biegiem, bo ujawnia, co tak naprawdę kierowało ich związkiem, miłością przez ostatnie lata.

"Kochać to coś irracjonalnego, to niedzisiejsza fantazja, coś, czego nie da się wytłumaczyć, coś, co nie jest praktyczne, coś, co samo w sobie jest swoim jedynym usprawiedliwieniem.”

Po przeczytaniu dramatu nie wiem, czy pierwszym pytaniem, które powinno nasuwać się na myśl powinno być: co to znaczy kochać? Czy: co to znaczy prawda? Miłość trudno jest wyrazić słowami, bo ona sam jest swoim wytłumaczeniem, jak pisze Schmitt. Ona nie potrzebuje potwierdzeń, ani racjonalnych przekonań, bo po prostu jest. Wszystkie nasze działania w miłości prowadzone są całkowicie nierzeczywistą dłonią, która popełnia błędy. Ale wszystko w imię miłości. Prawda przestaje być prawdą. Przecież jest ona względna i to od nas zależy, w jaki sposób ja przedstawimy. Czy kształtować drugą osobę według własnych prawd, to zbrodnia, jeśli ona sama przestała już wierzyć w prawdziwego siebie?

Małe zbrodnie małżeńskie dokonują się na co dzień z naszą pomocą. Czasem są one cięższe, czasem lżejsze, ale wciąż kształtują nas i naszą miłość. Utwór Schmitta to dramat i, choć krótki i zbudowany prostym językiem, wymaga refleksji i przemyśleń o życiu. To nie jest bajka, lecz pragnienie miłości, które popycha do najdziwniejszych czynów. To nie fikcja, ale uświadamianie sobie, jak naprawdę wygląda rzeczywistość.

Jest jakiś świat, kompletny, bogaty, wyglądający sensownie, ale błąkam się po nim, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Wszystko ma konsystencję oprócz mnie. Ja gdzieś zniknąłem.”

Choć Schmitt przekazuje nam zmienne nastroje Gillse'a i Lisy, czasem łzy, czasem wybuchy śmiechu, dramat to raczej smutna historia, odkrywanie przeszłości, której chciało się zapomnieć, powracanie do wspomnień, które nie powinny istnieć i ujawnianie prawd, do których trudno się przyznać. Humor, który wplata tu autor, rozładowuje atmosferę, jakby chciał wciąż nas zapewniać, że oni nadal się kochają, żebyśmy nie tracili w nich wiary, że to nie koniec. Tu jedna prawda goni następną i żadna z nich nie umiera. Tak jakby każde kłamstwo było prawdą zbudowaną z naszych lęków i oczekiwań.

Niedawno przekonywałeś mnie nawet, że okruchy to łzy wylewane przez chleb, który cierpi, kiedy go kroimy. Rezultat: łóżka i kanapy są zapłakane. Nie wymieniasz przepalonych żarówek pod pretekstem, że trzeba nosić żałobę po świetle, które odeszło.”

Dramat Érica Emmanuela Schmitta to historia pełna zaskakujących zdarzeń, wspaniałych bohaterów i przejmujących słów. Są tu myśli, które budzą w nas jakąś uśpioną na wrażliwość cząstkę. Myśli, które pozwalają nam dostrzegać to, co skrzętnie ukrywane. Myśli otwarte na prawdę - tą jedną, jedyną prawdę, która wypływa jako ostatnia, bo tylko ona potrafi przekonać, że nie wszystko stracone. Małe zbrodnie małżeńskie zdają się być w każdym z nas. I będą tam, dopóki nie zrozumiemy, o co warto walczyć.

Schmitt po raz kolejny urzeka i wtapia się w myśli, jak obiektywność, której od zawsze nam brakowało. Jeśli ktoś pragnie nowego, świeższego spojrzenia na życie, emocji i ludzkich słabości, niech pozna Małe zbrodnie małżeńskie, by zrozumieć, gdzie leży prawda, gdzie sens, a gdzie miłość. Schmitt doskonale pokazuje nam, że są bliżej nas niż kiedykolwiek myśleliśmy.

5/5 bardzo polecam!

"Angelologia" Danielle Trussoni

Danielle Trussoni
Angelologia
Wydawnictwo Świat Książki, 2010


Zdawałoby się, że nie ma piękniejszego tematu do opowiedzenia niż anioły. Istoty, które od wieków fascynują ludzi, chyba głównie dzięki niezwykłemu pięknu. Choć w Biblii ich obrazy nie były przedstawione tak pociągająco, jak w swoich artystycznych ujęciach, tutaj widzimy je jako te obdarzone niezwykłą urodą i wdziękiem. Zagłębianie się w temat aniołów może stworzyć wspaniałą powieść, a poruszanie tematu angelologii wymaga już ogromnej wiedzy i odpowiedniego skonstruowania świata. Tego na pewno Danielle Trussoni, autorce, której Angelologia była debiutem literackim, odmówić nie można.

Nasz świat zamieszkują ludzie i anioły. Wśród tych pierwszych odnajdziemy ludzi, którzy całe swoje życie poświęci angelologii, czyli badaniem anielskiego bytu. Wydawałoby się, że gdyby tylko ta strona, reprezentująca dobro, istniała, świat byłby idyllą, ale przecież żaden świat nie jest tak idealny. Zamieszkują go bowiem także nefilimy, czyli istoty, które są zrodzone ze związku anioła z człowiekiem. Stojące po stronie zła wprowadzają chaos do istniejącego porządku, kurczowo trzymając się przy życiu, bo ich moc, po kolejnych związkach ludzi z aniołami, słabnie coraz bardziej z każdym następnym pokoleniem. Młoda mniszka, Ewangelina, zamieszkująca klasztor Świętej Róży, zostaje wplątana w historię, która mogła być klęską lub ratunkiem dla ludzi. Odnalezione w klasztornym archiwum listy mają naprowadzić ją na ślad liry, instrumentu, który jest źródłem mocy dla nefilimów. W ten sposób rozpoczyna się walka pomiędzy nefilimami pragnącymi nieśmiertelności oraz badaczami, wybrańcami, którzy nie chcą dopuścić zła do władzy.

Długo czekałam, by dostać książkę w swoje ręce. Opowieść wydawała mi się magiczna, bo jak tu nie zostać urzeczonym przez anioły? Zanim przystąpiłam do czytania wiedziałam już, że albo tę powieść pokocham albo znienawidzę, bo tak podzielone są opinie na jej temat. Do treści podeszłam jednak z wielkim optymizmem, ale nawet to nie pozwoliło mi zostać pochłonięta przez opowiedziana historię.

Wielką zaletą jest sam pomysł. Walka dobra ze złem to uniwersalny motyw, a wykorzystywanie postaci nefilimów wciąż nie jest zbyt powszechne. Od pierwszych stron widzimy, jak autorka buduje świat w najdrobniejszych szczegółach. Tutaj każdy element ma swój cel, a każda postać swoją historię. Nie znajdziemy tutaj osób, które byłyby zbędne lub płytko opisane, bo każdy ma swoją przeszłość, którą nam przedstawia. Historia jest interesująca i dość niezwykła, zawiera bardzo liczne wątki, a wszystkie z nich wydają się być istotne. W bardzo przyciągający sposób opisane są tu też uczucia, czy to płomienna miłość z przeszłości, czy subtelne i niespodziewane zauroczenie. To niewątpliwie pozwala nam uznać książkę za interesującą i wartą przeczytania, a jednak tu także istnieje druga strona.

Pierwsze strony stopniowo pozwalają nam wdrożyć się w historię. Od razu jesteśmy wprowadzeni w niezwykłą historię, która niesie ze sobą pewną tajemniczość. Akcja jednak rozwija się bardzo powoli, a kolejne kartki ciążą w dłoniach, bo końca nie widać. Opisy sytuacji są tak długie i męczące, że książki nie czytałam z zainteresowaniem, ale ze znużeniem. Ilość wątków w pewnym momencie zaczyna przytłaczać. Wciąż jesteśmy zasypywani nowymi historiami, opowieściami czy wspomnieniami, które wydają się być szalenie ważne, ale dla mnie były zbędne. Niesamowicie dłużące się rozmowy, z których niewiele wynikało. Trudny sposób budowania historii, nie pozwalał rozkoszować się tekstem, tylko nakazywał wciąż śledzić go, zbierać fakty, których było zdecydowanie zbyt wiele.

Książka dla mnie była bardzo przewidywalna i już od początku powieści byłam pewna jak potoczy się główny wątek. Miałam wrażenie, że wciąż dowiaduję się tych samych rzeczy. Czytając jedną długą rozmowę, wiedziałam, że zaraz po raz kolejny zostanie ona powiedziana drugiej osobie, po czym znów byłam wrzucana w podobne niekończące się opowieści. Powieść jest pełna odniesień do przeszłości, historii, przypowieści, a to wszystko jest nam podane bez szczególnego celu, jakby miało ubarwić tekst. Niestety ja odbieram go jako swoisty bałagan, w którym znajdziemy wszystko, oprócz tego, czego szukamy.

To nie jest bardzo zła książka. Według mnie ma ona potencjał, który jednak nie został przez autorkę wykorzystany. Przeciętny czytelnik zgubi się w niej i zanudzi, nie mogąc doczekać się końca. Świetny pomysł, bardzo dobra historia, a jednak zbyt skomplikowany świat, aby chciało się go czytać z przyjemności w letnie dni. To książka dla prawdziwych miłośników, którzy są wyjątkowo głodni czytania i poznawania nowych światów oraz anielskich ujęć. Całej reszcie chyba odradzam, bo tutaj moje oczekiwania niestety nie zostały zaspokojone nawet w najmniejszym stopniu.