27 października 2015

„Ku Słońcu” Andrew Korczynski

Andrew Korczyński
„Ku Słońcu” / „Sky's the limit”
Wyd. I, Poznań 2015

Robert Meissner to młody człowiek, który właśnie wkracza w dorosłe życie, pełne nie tylko przyjemności, kobiet i zachwytów, lecz też problemów, trudnych decyzji i rozczarowań. Na swojej drodze poznaje niezliczone ilości ludzi o całkowicie odmiennych charakterach, z którymi znajomość nie zawsze jest prosta. Robert niejednokrotnie boryka się z trudnymi wyborami, bo nie zawsze to, co etyczne, musi być dobre dla nas. Wreszcie zakochuje się po raz pierwszy – w czarnowłosej dziewczynie o pięknych oczach. Gdy ich znajomość zaczyna rozkwitać, wybucha wojna, a on trafia na front. Tam czeka go wiele niespodzianek i zagrożeń. Robert nie poddaje się i brnie przez problemy, rzucając wyzwanie życiu. Nie spodziewa się, jak wiele jeszcze utraci, a zarazem jak wiele zyska. Ta powieść to niesamowita historia życia z jeszcze bardziej niezwykłym zakończeniem.

Los rzuca bohatera w najróżniejsze strony świata, które są kolejnymi przystankami na jego drodze do szczęścia. Niebezpieczne Niemcy, życzliwa Rumunia czy gorący Egipt – to tylko niektóre z miejsc, w których czekają na Roberta kolejne wyzwania. Bohater jednak zdaje się wszędzie czuć się jak w domu, zewsząd potrafi wyłuskać odrobinę przyjemności. To człowiek sukcesu, pewny siebie i czasem zuchwały. Zdolny mężczyzna szybko się uczy, szybko też zdobywa przyjaciół i z każdej sytuacji potrafi coś zyskać.

Czytając książkę, nie można nie zachwycić się jej intertekstualnością. Tutaj na każdym kroku napotykamy Mickiewicza, Owidiusza, Leśmiana czy fragmenty Starego Testamentu, które nadają poetyckiego wymiaru codziennym, szarym sytuacjom, w których znajduje się Meissner. Powieść Korczyńskiego wywołuje wrażenie, że kultura minionych czasów wciąż jest żywa, a jej utrzymywanie przy życiu jest naturalne. Korespondencja takiego współczesnego wytworu, jakim jest „Ku Słońcu” z dziełami wielkich twórców poprzednich epok, pomaga dostrzec w nim głębię, niezliczone wartości. Wielką umiejętnością jest połączyć je w taki sposób, by relacje pomiędzy nimi były tak żywe i harmonijne.

Mocno rozbudowane są tu sceny o tematyce erotycznej. Zwykle stanowią one największą zaletę lub wadę książki. Należy przyznać, że autor włożył w nie wiele pracy, by czytało je się z taką łatwością i uwagą. Stworzenie tego typu historii to zwykle ogromne wyzwanie. Korczyński poradził sobie z nim wyśmienicie. Z drugiej strony niektórym przeszkadzać może ilość lub intensywność opisów, niezbyt wyrafinowane słownictwo, a także powtarzalność w kolejnych relacjach Roberta z kobietami.

Przez wiele rozdziałów odnosiłam wrażenie, że autor obdarzył bohatera niebywałym szczęściem i nadkompensował największe niepowodzenia – zdawało się, że Robert niejednokrotnie dostawał od życia więcej niż potrzebował – liczne sukcesy na froncie, wiele fartownych sytuacji, kobiety niemalże na zawołanie. W końcu jednak działo się coraz więcej, sytuacje się komplikowały a problemy zagęszczały. Same kreacje wielu postaci są ogromnie ciekawe. Bohaterowie ewoluują, zmieniają się. Wiele wydarzeń wpływa na nich, zmienia ich, przez co wydają się szalenie realni. Niesamowite jest to, że czasem podejmują decyzje, o które byśmy ich nigdy nie podejrzewali. Potrafią zaskakiwać i to jest ich najmocniejszą stroną.

Miała to być powieść przygodowa, lecz jak autor sam wspomina, nadmiar pomysłów dokładał do niej kolejne wątki – obyczajowe, psychologiczne, szpiegowskie. Ostatecznie to jednak niezwykle złożona, bardzo dobra powieść. Bogata w treść, heterogeniczna książka, w której trudno nie znaleźć czegoś, co sprawiłoby każdemu czytelnikowi przyjemność. Mamy tu politykę i erotykę, romans i historię, poezję i przygodę. Choć to bardzo ryzykowne zestawienia w jednej książce, wszystko tu razem tworzy jedną całość. Autor ma wielki talent do pisania, ogromną wiedzę i inteligencję, bo nie każdy potrafi w tak przemyślany sposób zapewnić rozrywkę czytelnikowi na wszystkich płaszczyznach literatury, nie czyniąc zarazem z niej wielkiego bałaganu. Bardzo udany debiut!

"Przychodzimy na świat, wędrujemy w czasie i przestrzeni, odchodzimy. Życie każdego z nas składa się z danej nam liczby dni. Spośród tych dni nie każdy jest równie ważny. Są takie, podczas których niezależnie co zrobimy, niezależnie co powiemy i co pomyślimy, przyszłości w żaden sposób nie zmienimy. Są też dni szczególne, w tych dniach decyduje się nasz los."

10 marca 2015

"Wieczór Trzech Króli" William Shakespeare

William Shakespeare
Wieczór Trzech Króli
Wydawnictwo WAB 2012
w przekładzie Piotra Kamińskiego


Bliźnięta Wiola i Sebastian zostają rozdzieleni w katastrofie morskiej u wybrzeży Ilirii. Oboje są przekonani, że drugie utonęło w wodnych falach. Rozdzieleni ruszają w głąb lądu, gdzie próbują odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Dziewczyna postanawia zostać sługą księcia Ilirii – Orsino, w którym szybko się zakochuje. Ten nie ma pojęcia, że Wiola jest kobietą, gdyż ona postanowiła ukryć przed nim swą płeć, przebierając się za mężczyznę i udając kastrata Cezaria. Niczego niepodejrzewający Orsino chce wykorzystać nowego sługę, by pomógł mu rozkochać w sobie piękną hrabinę - Oliwię. Sebastian zaś błąka się po Ilirii wraz ze swym przyjacielem. Żadne z rodzeństwa nie spodziewa się, że ich drogi jeszcze się skrzyżują, a ich bliźniacze podobieństwo sprowadzi na nich wiele niespodziewanych wydarzeń.

"Wieczór Trzech Króli" to romantyczna komedia oparta na wielu nieporozumieniach i podstępach. Cała intryga opisuje przeżycia dwójki rodzeństwa, których przez niezwykłe podobieństwo do siebie, a także przebranie Wioli, nie sposób ze sobą nie pomylić. Dodatkowo Shakespeare przedstawia wiele wątków romantycznych – zwłaszcza uczuć skierowanych do przepięknej Oliwii. Czyha tu jednak też mnóstwo pułapek i żartów, a lekkie i niejednokrotnie frywolne dialogi zapewniają czytelnikom ogrom zabawy.

Tytuł dramatu wciąż pozostawia wiele wątpliwości. W oryginale brzmi on "Twelfth night or What you will", czyli "Dwunasta noc, albo Co chcecie". Dwunasta noc w wielu tłumaczeniach przysparzała nie lada kłopotu. Pod uwagę wzięto dwunastą noc po święcie Bożego Narodzenia, czyli właśnie święto Trzech Króli. W całym dramacie nie ma jednak nic, co przywodziłoby nam na myśl trzech mędrców lub jakiekolwiek wydarzenie religijne.

Zdaję sobie sprawę z tego, że dziś coraz mniej osób sięga po Shakespeara czy nawet jakiekolwiek dramaty. Dla mnie to jednak ważna część literatury, która zawsze wywołuje u mnie nie tylko refleksyjny czas, lecz także, choćby właśnie na tym przykładzie, chwile na uśmiech. Bohaterowie są naprawdę wspaniali, niektórzy mają trudne charaktery, inni uciekają się do okrutnych postępków, by tym pierwszym dać nauczkę. No i miłość! Bo gdzie znajdziemy piękniejszą niż u Shakespeara? Tutaj miłość przychodzi niespodziewanie i wiele potrafi przetrwać, co niejednokrotnie udowadniają bohaterowie "Wieczoru...", czasem tracąc przy tym zmysły.

Nie sposób nie pokochać takiej komedii omyłek, w której autor co chwilę wprowadza nowe zawirowania. "Wieczór Trzech Króli" to przezabawna opowieść, jedna z najczęściej wystawianych szekspirowskich sztuk. Shakespeare porusza to między innymi problemy tożsamości i uczuć – porywczych, zachłannych i niespodziewanych. I to w nich właśnie kryje się cała magia, która sprawia, że tak przyjemnie mija czas na czytaniu. Polecam z całego serca.


Be not afraid of greatness. Some are born great, some achieve greatness, and others have greatness thrust upon them.” / "Nie lękaj się wielkości. Jednym przypada ona z urodzenia, inni wydźwigną się ku niej, innym nareszcie z nieba spadnie."

47: Przeczytaj sztukę.

18 lutego 2015

Fiszki Plus - Angielski dla średnio zaawansowanych

Fiszki Plus - Angielski dla średnio zaawansowanych (1)
Wydawnictwo Edgard www.jezykiobce.pl

Wszyscy miłośnicy języków obcych znudzeni konwencjonalnymi metodami przyswajania nowej wiedzy, poszukują systemu nauki, który pomoże im w jak najkrótszym czasie osiągnąć postawione sobie cele. Kiedy już zapoznamy się z najważniejszymi zasadami językowymi, pozostaje nam jedynie poszerzać swój zasób słownictwa. Dla mnie teraz to najważniejszy punkt rozwoju języka, choć najbardziej zajmujący. Jak szybko i efektownie poznawać nowe słówka i utrwalać te, które już znamy? Moim ulubionym sposobem na naukę słówek są fiszki!

Fiszki to karteczki ze słowami, wyrażeniami i zdaniami w języku polskim oraz języku obcym, którego się uczymy. Pomagają w szybszy sposób uczyć, utrwalać i sprawdzać naszą wiedzę. W moje ręce wpadł zestaw Fiszki Plus wydawnictwa Edgard – język angielski dla średnio zaawansowanych. Jest to pierwsza z trzech części fiszek na poziomie B1.


Pudełko zawiera:
  • zestaw 600 fiszek – słówek i zwrotów podzielonych na różne grupy tematyczne,
  • memolistę – przydatną „ściągę” wszystkich słówek, które możemy poznać,
  • kolorowe przegródki do fiszek - „uczę się”, „umiem” oraz „powtarzam”,
  • kod do pobrania plików w formacie mp3 oraz programu komputerowego „Aktywny trening” przeznaczone do skuteczniejszej nauki,
  • etui na fiszki.

Zestaw fiszek sprawia wrażenie bardzo dobrze przygotowanego, a co najważniejsze – skutecznego. Na karteczkach znajdziemy wyrażenia w języku polskim, angielskim, wymowę, numer odnoszący się do nagrania, przykładowe zdanie z wykorzystaniem słówka, formy czasowników oraz ich popularne zestawienia, synonimy i wiele, wiele innych wiadomości, które warto wiedzieć. Każda karteczka jest opatrzona ikoną odpowiadającą grupie tematycznej, a na niektórych widnieją ryciny obrazujące dane słówko lub wyrażenie.

Na półkach mamy wiele różnych wydawnictw oferujących nam fiszki do nauki języków. Co więcej znajdziemy tutaj, czego nie oferują nam inni?

Trafnym rozwiązaniem jest dość pojemne, plastikowe etui na fiszki, dzięki któremu możemy zestaw aktualnie przyswajanych fiszek zabrać ze sobą w podróż. W pudełku znajdziemy także książeczkę z proponowanymi metodami nauki za pomocą karteczek, a niektóre z tych pomysłów na pewno przyczynią się do zwiększenia efektywności nauki. Fiszki są poukładane według kolejności numerycznej, lecz także według kategorii – choć wydaje się, że to powszechna zaleta, ostatnie fiszki, z którymi miałam okazję się zapoznać, były pomieszane, nie można było znaleźć w nich żadnego porządku i trudno było dopasować ich kolejność do kolejności nagrań mp3.


Bardzo dobrym pomysłem są też notatki leksykalne przy każdym wyrażeniu – często rozwiewają wątpliwości przy użyciu przyimków, czy też dodatkowo nas rozwijają, proponując kolejne wyrażenia – antonimy czy synonimy poznanego słówka. Ogromnie przydatny okazuje się być również program komputerowy – pozwala szybciej zapamiętywać poznane słownictwo za pomocą spersonalizowanych playlist oraz proponuje naukę przez zabawę.


Zamiast płyty z nagraniami do fiszek dołączony jest jedynie kod konieczny do ich pobrania ze strony internetowej. Musimy więc mieć połączenie z internetem, by w pełni wykorzystać możliwości tego wydawnictwa. Dodatkowo fiszek jest jedynie 600, choć z opisu na pudełku wywnioskować można, że jest ich 1500. Cena jest jednak bardzo przystępna, zwłaszcza, gdy wziąć pod uwagę pojawiające się na stronie rabaty.

Dla wszystkich niezdecydowanych, a pragnących poznać angielski na tym poziomie lub go utrwalić – polecam! To zdecydowanie najlepsze fiszki, z jakimi do tej pory miałam do czynienia. Wiele oferują i zaskakują pomysłami na naukę. Najlepsze rozwiązanie dla wszystkich poszerzających swój zasób słów.  

7 lutego 2015

"Nic gorszego się nie zdarzy" Stephanie Bond

"Nic gorszego się nie zdarzy"
Stephanie Bond
Wydawnictwo Harlequin Enterprises 1999

Cindy Warren zajmuje kierownicze stanowisko w hotelu Pod Kryształowym Pająkiem i kiedy mawia, że to ona "zarządza całym tym cyrkiem", wierzmy jej na słowo. Tutaj bowiem wszystko może się zdarzyć. Cindy uwielbia swój personel i jest dobrą szefową. Nawet wtedy, kiedy fryzjerka, którą zatrudniła, zupełnie nie znając się na swojej robocie, niszczy jej piękne włosy. Na domiar złego współwłaściciele hotelu wynajęli firmę, która ma dokładnie prześwietlić wszystkie obiekty należące do ich korporacji, w tym „Pająka”. Cindy nie ma pojęcia, jak wysłany przez nich mężczyzna wygląda, więc na zapas stara się być miła dla wszystkich gburów. Z wciąż pozytywnym nastawieniem i beznadziejnym uczesaniem, dla którego nie było ratunku, spotyka Eryka Quinna. Czarujący mężczyzna skrywa jednak pewien sekret... I gdy Cindy myśli, że gorzej już być nie może... znów coś się dzieje!

Pierwszy raz w życiu sięgnęłam po Harlequina i poświęciłam się dla czytelniczego wyzwania. Cieszę się, że mam to już za sobą. I choć od razu chciałam napisać recenzję, nie miałam pojęcia, że tak trudno będzie mi napisać cokolwiek konstruktywnego. Doprawdy, trudno wykrzesać z siebie choć odrobinę sensownych słów na temat przedstawionej historii. Będzie więc krótko i zwięźle!

What has been read, cannot be unread.

Cindy to postać całkiem nieszablonowa – lubię roztrzepanych bohaterów, bo zawsze najwięcej zawirowań wprowadzają do historii. Kilka jej zdziwaczałych zachowań wywołuje uśmiech na twarzy, gdy nie wyobrażamy sobie, że ktokolwiek byłby do nich zdolny. Proste sytuacje się komplikują, a zwyczajne rozmowy nabierają absurdalnego charakteru.

Książka jest krótka i prosta – jak to tego typu historie. Może nawet momentami zabawna. Zbiegi okoliczności typowe dla romansów szybko zaczynają nudzić, a historia niczym nie zaskakuje. Choć bohaterkę rzeczywiście spotkało pasmo nieszczęść, jedno po drugim i choć z jej roztargnienia i pewnych niedopowiedzeń, wynikło wiele nieporozumień, dla nas autorka nie pozostawiła żadnej niespodzianki. Od razu wszystko jest jasne dla czytelnika. A skoro wiemy też, jak kończą się takie książki, po co je czytać?

Trudno znaleźć odpowiedź na to pytanie. Ze zdziwieniem jednak odkryłam, że tego typu romanse są mało romantyczne – i to w każdym tego słowa znaczeniu, nawet jeśli wziąć pod uwagę zarówno damski i męski sens „romantyzmu”. To książka niewymagająca, dobra na leniwe, samotne wieczory, gdy chce się odpocząć od myślenia.
 
2. Przeczytaj typowy romans


28 stycznia 2015

„Silver shadows” / ”Srebrne cienie” Richelle Mead

Silver shadows” / ”Srebrne cienie”
Richelle Mead


A więc stało się. Sydney trafiła w ręce alchemików. Nie może uwierzyć, że zdradziła ją jej własna siostra. Spodziewała się po ojcu, że nie wybaczyłby jej tego, co zrobiła, lecz Zoe? Sydney ciężko w to uwierzyć, bo choć starała się być ostrożna, trafiła do ośrodka reedukacji alchemików. Na jaw wyszły niemal wszystkie jej tajemnice – przyjaźnie i romanse z wampirzym gatunkiem, co przecież zakazane jest u noszących złotą lilię na policzku. Ośrodek reedukacji zdaje się nie znać współczucia. Sydney budzi się nago w całkowitej ciemności na betonowej podłodze, mając do dyspozycji jedynie lodowatą wodę. Na dodatek jej celę wypełnia gaz, który nie pozwala jej odpocząć ani na chwilę – co rusz się budzi i znów zasypia, nie mając szans skontaktować się z Adrianem. Alchemicy nie spoczną, dopóki nie uwierzą, że Sydney może znów zacząć myśleć tak, jak oni i znów zacząć nienawidzić wampirzy gatunek.

Mead zamknęła Sydney w ośrodku, który stosuje okropne metody, by udowodnić swoją rację. Sydney jest torturowana i głodzona i nic nie wskazuje na to, by uszła z tego cało, gdyż alchemicy nie znoszą sprzeciwu. Na dodatek brak możliwości zaśnięcia ze strony Sydney i pozostałości tabletek leczących niepokoje Adriana sprawiają, że nie ta dwójka nie może skontaktować się ze sobą we śnie. Sytuacja wydaje się beznadziejna i pozostaje jedynie mieć nadzieję, że Sydney w końcu zdoła wymyślić coś, dzięki czemu zyska przewagę nad wrogiem.

W tej części znów mamy narrację z punktu widzenia dwóch osób – Adriana i Sydney. Dzięki temu możemy wiedzieć zarówno, co dzieje się w ośrodku reedukacji, jak i w Amberwood, gdzie wszyscy zamartwiają się porwaniem dziewczyny. Bardzo zaskakująca jest jednak postawa Adriana. Po tak emocjonującej części, jaką było „Serce w płomieniach” spodziewamy się, że Adrian poruszy niebo i ziemię, by odszukać Sydney. Sami potrafimy wskazać szereg możliwości, z których moroj nie korzysta. Zamiast tego pogrąża się w rozpaczy, manifestując włącznie swoją bezsilność. Rzuca się w wir imprez i alkoholu, choć rzeczywiście mają one dość smutny wydźwięk.

Adriana wszak można usprawiedliwić – niejednokrotnie uważał, że nie zasługuje na inteligentną Sydney, że nie może jej nic zaoferować poza ładną „buźką”. Do tego moc ducha mieszała mu w głowie, a zarazem czuł, że bez Sydney, bez jej dopingu i dobrych rad, nie potrafi sam nic zrobić. Nie wierzył w siebie, naprawdę odczuwał beznadziejność sytuacji, choć nigdy nie przestał myśleć o dziewczynie. Zwyczajnie potrzebował solidnego kopniaka, uspokojenia podszeptów ciotki Tatiany, która wciąż siedziała mu w głowie. Mead pokazuje, że jego osobowość jest niezwykle złożona i jeszcze musi dojrzeć. Szkoda, że dzieje się to tak późno, gdy zdrowie i życie Sydney jest w niebezpieczeństwie, jednak na pewno jego zmiana jest niezwykle ważna do tego, co miało stać się później.

Mead wytacza tu naprawdę ciężkie działa. Książka wciąga coraz bardziej z kolejnymi rozdziałami. I wydarzenia z perspektywy obojga bohaterów są niezwykle przejmujące i ciekawe. Bierzemy udział w walce o wolność Sydney, lecz także o wolność jej przekonań. Im dalej podążamy, tym coraz bardziej autorka zaskakuje. Adrian dojrzewa tu do naprawdę poważnych decyzji, czyniąc wszystko, co w jego mocy, by pomóc ukochanej. Ostatnie rozdziały przynoszą wydarzenia zupełnie nieoczekiwane. To, czym uraczyła nas autorka na koniec, zapiera dech w piersiach.

„Silver shadows” naprawdę trzyma poziom poprzedniego tomu choć w inny sposób. Tutaj mamy więcej niebezpiecznych chwil i napięcia, zaskakujących zwrotów akcji i niespodziewanych wydarzeń. Ten tom uświadamia, że Mead ma głowę pełną naprawdę dobrych pomysłów i jeszcze lepszy warsztat, który potrafi wykorzystać, by zaprzątnąć uwagę czytelnika na dobre parę godzin. „Srebrne cienie” ukażą się w Polsce w październiku tego roku i będzie to przedostatnia część przygód o Sydney Sage.

37. Przeczytaj książkę z kolorem w tytule.


26 stycznia 2015

"Serce w płomieniach" Richelle Mead

Serce w płomieniach
Richelle Mead
Wydawnictwo Nasza Księgarnia 2014

Sydney podjęła wreszcie wiele ważnych decyzji w swoim życiu. Wie już, że nie chce do końca życia być podległa alchemikom. Wie też, że pragnie poważniej zająć się magią, bo ta wzbudza w niej same pozytywne emocje. I wie także, że to Adrian jest tym, z kim chce spędzić resztę swego życia. Dziewczyna wreszcie postanowiła, że nie może już dłużej udawać, że moroj nic jej nie obchodzi i teraz zamierza poddać się uczuciu. Wstępuje też do kręgu czarownic i walczy o równowagę psychiczną Adriana, zaniepokojona destrukcyjną siłą mocy ducha. Na dodatek postanawia pomóc Marcusowi – rebeliantowi, który wyrwał się alchemikom, a także innym ludziom, którzy nie chcą dłużej żyć według ich zasad. Sydney odkrywa, że stworzenie swoistego antidotum na działanie alchemicznych tatuaży jest możliwe i postanawia tego dokonać. A wszystko to poza zasięgiem wzroku zwierzchników. Nie jest to łatwe, zwłaszcza, gdy dowiaduje się, że jej młodsza siostra, Zoe przybyła właśnie do Amberwood, by wesprzeć ją w „trudnej” misji ochraniania Jill, morojskiej księżniczki. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że Zoe jest przekonana, że alchemicy mają słuszność we wszystkim, co robią i nigdy nie sprzeciwiłaby się ich woli...

Mead zaskakuje po raz kolejny. Nie tylko dlatego, że jest to najbardziej przesiąknięta emocjami część Kronik krwi, lecz także dlatego, że zmienia już sam sposób opowiadania nam historii. Tym razem kolejne rozdziały są na zmianę pisane z punktu widzenia Sydney i Adriana. Możemy poznać uczucia obojga, a ci rzeczywiście mają o czym opowiadać. W końcu przecież mogą być razem! Dzięki temu głębiej poznajemy odczucia obojga - to, co dzieje się, gdy są razem i gdy razem być nie mogą. Mead skupia się tu w ogromnej mierze na uczuciu pomiędzy alchemiczką i morojem, lecz jednak nie przysłania ono całej powieści W końcu ogromną rolę odgrywa tu też Zoe – przed nią w końcu to uczucie Sydney wciąż musi ukrywać.

Ten tom jest naprawdę bardzo, bardzo dobry. Już pierwszy rozdział pochłania niemiłosiernie, a napięcie nie odpuszcza do ostatniej chwili. Zoe łatwo jest znienawidzić od początku – zapatrzona w działania alchemików córeczka tatusia, która nie zrobiłaby nic, by uczynić zarówno jego, jak i swoich przełożonych nieszczęśliwymi. Zgryźliwa, zamknięta i sztywna. Dopiero Adrian uświadamia nam, jak bardzo podobna jest do Sydney, gdy ta po raz pierwszy pojawiła się w Palm Springs, by podjąć się trudnego zadania ochrony Jill. Nadzieja umiera ostatnia i wszyscy bohaterowie niemal stają na głowie, bo Zoe uszczęśliwić i zdobyć jej zaufanie.

„Serce w płomieniach” to kolejny tom o wielu wątkach, które jednak tym razem idealnie ze sobą współgrają. Może to kwestia narracji dwuosobowej, a może tego, że im bardziej Sydney pragnie wolności, tym bardziej zaciska się na jej gardle dłoń alchemików. Historia brnie naprzód, co chwilę zaskakując. Swoje epizody mają tu też pozostali bohaterowie – ich życiowe rozterki sprawiają, że nawet tło dla działań Sydney pozostaje niezwykle barwne i żywe.

Świetna, zabawna i zaskakująca książka. Powoli czujemy, że zbliża się koniec, mając nadzieje, że wszystko pójdzie po myśli Sydney. Dziewczyna nie boi się walczyć o swoje. Nawet konieczność ukrywania tego, co naprawdę czuje i myśli nie pozwala jej się poddać. Adrian robi wszystko, by zatrzymać przy sobie tę miłość, bo wie, że bez niej nic nie ma znaczenia. Kroniki krwi pokazują nam niezwykłą transformację nie tylko Sydney z roli konserwatywnej alchemiczki do pełnej pasji i pewnej siebie kobiety, lecz też Adriana z wiecznego bumelanta do mężczyzny, który wreszcie znalazł swój cel, nie tracąc przy tym swoich najlepszych cech.

7. Przeczytaj książkę z bohaterami, którzy nie są ludźmi.


25 stycznia 2015

"Magia indygo" Richelle Mead

Magia indygo
Richelle Mead
Wydawnictwo Nasza Księgarnia 2013

Sydney Sage przebyła długą drogę, odkąd trafiła do Palm Springs. Jej początkowa niechęć do dampirów i morojów dawno już zniknęła, a zastąpiła ją przyjaźń i zaufanie. Wciąż jednak musi zachowywać pozory, by alchemicy nie domyślili się, że naprawdę lubi przebywać wśród wampirów. Zwłaszcza, że coraz bardziej zżywa się z Adrianem, który nie odpuszcza jej ani na chwilę, na każdym kroku manifestując swoje uczucia.
Alchemiczka nie ma łatwo, a na jej barkach spoczywa niejedna trudna misja. Panna Terwiliger co chwilę podrzuca jej nowe zadania. Chce szybko nauczyć ją jak największej ilości potężnych zaklęć, gdyż w okolicy pojawiła się pewna niebezpieczna czarownica. Na dodatek Sydney musi odszukać Marcusa - rebelianta, któremu udało się wyrwać z szeregów alchemików. Ma nadzieję, że to będzie jej szansa na normalne życie według swoich zasad.

Richelle Mead kontynuuje cykl o bezkompromisowym świecie i zasadach alchemików, który miesza się z dość swobodnym istnieniem wampirów. Dodatkowo świat ten zabarwia magia. Sydney na przekór swoim zasadom coraz bardziej zagłębia się w magicznych książkach. Dzięki temu możemy z fascynacją oglądać rzeczy niebywałe, tworzone przez tę początkującą czarownicę. Czary pasjonują dziewczynę i niezwykle ubarwiają opowieść, gdy Sydney uczy się rozwijać kolejne zaklęcia, a panna Terwiliger odkrywa, że w alchemiczce drzemie większa moc, niż ktokolwiek mógłby się po niej spodziewać.

W "Magii indygo" autorka przedstawia nam też kilka nowych postaci. Najważniejszą z nich jest Marcus, którego ogromna wiedza o działaniach alchemików i tworzonych przez nich tatuaży pozwala uwierzyć Sydney, że nie wszystko jeszcze stracone. Razem mają dokonać rzeczy z pozoru niemożliwych. Już „Złota lilia” - poprzedni tom nastroił nas na pojawienie się ów rebelianta. Marcus to postać wzbudzająca bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony wiemy, że to dzięki niemu Sydney może ruszyć naprzód drogą ku wolności. Z drugiej jest on dość przewidywalny, nudny i nie do końca konsekwentny.

W książce nie zabrakło humoru i romansu. Niebezpieczna przygoda czyha tu za każdym krokiem, a tajemnica jest wszechobecna. Mead zadbała o różnorodne wydarzenia, aby historia nabrała tempa. „Magia indygo” jednak nie porywa tak, jak inne części. Jest ciekawa, wprowadza wiele ważnych elementów do historii, jednak po zakończeniu nie czeka się tak mocno na to, co będzie dalej. Mead zwykle tak prowadzi opowieść, by koniec tomu wiązał się z jakimś szokującym, najczęściej niefartownym wydarzeniem. Tutaj tego nie ma, a „Magia indygo” wydaje się być tylko mostem od jednych istotnych etapów „ucieczki” Sydney do kolejnych.

Ta część Kronik krwi to zaledwie wstęp do tego, co będzie się działo dalej. Przed Sydney stoi wiele poważnych wyborów, a ona musi wreszcie zdecydować, czego chce i co będzie dla niej najlepszym wyjściem. Chociaż ten tom nie wzbudza wielkich emocji i czasem wywołuje wrażenie, że Mead zbyt infantylnie podchodziła do niektórych dialogów bohaterów, to i tak stanowi bardzo ważny moment w życiu Sydney, gdzie ostatecznie dojrzewają w niej przekonania co do tego, kim chce być i czego chce w swym życiu dokonać.

39. Przeczytaj książkę, w której występuje magia.


24 stycznia 2015

"Zniszcz ten dziennik" Keri Smith

Keri Smith
"Zniszcz ten dziennik" 
Wydawnictwo K.E.Liber 2014

Wielu książkowiczów pewnie zna już dziennik Keri Smith, który ma nas pobudzić do twórczej destrukcji. Na kolejnych stronach znajdziemy dziesiątki sposobów, jak go skutecznie i kreatywnie zniszczyć. Wziąć z nim prysznic, pociągnąć za sobą na smyczy, powylewać na niego różne rzeczy czy zwyczajnie w nim pobazgrać. 

Na czym polega fenomen książki? Zwykle uczy się nas, by książki traktować z szacunkiem. Uwazać, by nie zaginać rogów, by nie przełamać okładki. Tutaj mozemy dać upust naszym emocjom i ponieść się wyobraźni. Z dziennikiem możemy zrobić, co nam się żywnie podoba, nie dbając o to, co się z nim stanie. Co więcej, im gorzej będzie wyglądać na końcu, tym lepiej! 

Czy warto zaopatrzyć się w taką książkę, czy to strata pieniędzy na coś, na co w zasadzie nie musimy ich w ogóle wydawac? Wystarczyłoby przecież wziąć parę pustych kartek i zrobić z nimi dokładnie to samo - nie zważając na nic, niszczyć na wszelkie znane nam sposoby. Autorce jednak udało się stworzyć coś z niczego. Książka ta (czy też "dziennik") sprzedał się na całym świecie już w 2 milionach egzemplarzy, stając się bestsellerem na niejednej sklepowej półce. Tak naprawdę kupując go, otrzymujemy niewiele - listę destrukcyjnych poleceń ze znikomą treścią. A jednak coś w tym jest! Zwłaszcza, że po ciężkim dniu potrafi naprawdę odstersować, a my możemy zrobić coś, co przy zwyczajnej książce byłoby niewskazane - po prostu ją zniszczyć. 

Dziennik nakłania do zabawy, do twórczego myślenia, pozwala się zrelaksować przy użyciu zapomnianych przez dorosłych kredek, pisaków, nożyczek i kleju. Do tego możemy wykorzystywać wszystko, co nas otacza, by stworzyć swój unikatowy, absolutnie wyjątkowy dziennik. Po zakończonej zabawie zostanie nam przecież jeszcze pamiątka, potwierdzenie tego, jak udało nam się pobudzić swoją kreatywność i oddać się zabawie. 

Pomysł prosty, choć ciekawy. Dziennik na swoich stronach pozwala nam poczynić, co nam w duszy gra. Nie jest przecież tak, że każdy posiadacz tej książki zrobi z nią dokładnie to samo. Każdy z nas jest inny, dlatego na kolejnych stronach każdy może pokazać, jaki jest naprawdę. Jeden zamaluje stronę pojedynczym kolorem, inny narysuje na niej coś wielobarwnego. Jeden ją zniszczy w celach terapeutycznych, drugi stworzy z niej swoje małe dzieło sztuki. 

Ile osób, tyle opinii, a dziennik już znajduje zagorzałych przeciwników, jak i zwolenników. Faktem jest, że to pomysł na tyle dobry, by zadbać o jego kontynuację. Już niedługo pojawi się bowiem kolejna książka Keri Smith pt. "To nie książka", w której czekać będą na nas kolejne zadania wymagające pomysłowości. Może znowu uda się z jednej pozycji stworzyć wiele różnych książek, które pokażą całą duszę ich twórców. Premiera "To nie książka" ma nastąpić już 4 lutego. 

3 stycznia 2015

"Dziesięć bram świata" Tadeusz Biedzki

 Tadeusz Biedzki
"Dziesięć bram świata"
Wydawnictwo Bernardinum 2014


Cuchnące ulice w Indiach i kąpiele w Gangesie ze szczątkami zmarłych. Kawa z terrorystą w Damaszku. Miejsca, w których czas zatrzymał się tysiące lat temu. Zaginiony przyjaciel z Mali z wielkimi planami na biznes. Czynne wulkany w Ognistym Pierścieniu Pacyfiku i niebezpieczne zakątki Brazylii. Bajeczny widok na niesamowicie zachowane zabudowania Machu Picchu i trzęsienie ziemi w Kurdystanie.

Tadeusz Biedzki odkrywa świat, trafiając do miejsc, które przeczą naszym tradycjom i naszemu postrzeganiu świata. Żyje się tu inaczej, ludzie są inni, a dookoła nich niejednokrotnie panuje głód, biedota i wojenne nastroje. Poznajemy tych, którzy zupełnie inaczej niż my, patrzą na życie i śmierć. Autor obiecuje podróż do miejsc, gdzie kończy się świat i rzeczywiście, czytając, mamy wrażenie, że tak właśnie jest. Czasem są to kraje tak odległe, że panujące w nich zwyczaje dla nas są zupełnie obce i niezrozumiałe. Jednak ci ludzie, którzy pokładają w tradycjach całą swoją wiarę i poświęcają im niejednokrotnie swe życie, zwyczajnie oczarowują. To świat tak daleki od naszego, że czasem aż trudno uwierzyć, że prawdziwy. I nie dziwne, że niemal każda opowieść wzbudza odczucie, że nie łatwo byłoby nam żyć w takich miejscach. Choć z pozoru wszyscy jesteśmy tacy sami, pod względem kulturowym za bardzo się już różnimy.

Biedzki pomaga nam odkrywać świat, którego nie znamy - odległy, egzotyczny i fascynujący. To książka o podróżach, jednak skupia uwagę nie tyle na widokach, choć te są również wspaniałe, co na człowieku. Bo to przecież ludzie tworzą te miejsca i historię. To ludzie trwają w swoich zwyczajach, pielęgnując kulturę dla nas całkowicie obcą, lecz niezwykłą.


"Dziesięć bram świata" to dziesięć opowieści, każda z innego kraju i w każdej czeka na nas do odkrycia kilka historii i niespodzianek. Czytając, czasami mamy wrażenie, że autor przeżywa nazbyt często niesamowite zbiegi okoliczności, jednak niewątpliwie nadają one charakteru książce. Czyta się ją wspaniale, jednym tchem. Zwłaszcza, że wszystkie najważniejsze momenty historii opatrzone są kolorowymi zdjęciami, które pozwalają lepiej zrozumieć wszystko to, co autor chciał nam przekazać i choć na chwilę wraz z nim znaleźć się w tym odległym świecie.

Książka o podróżach, która sama w sobie jest niezwykłą wędrówką. Dodatkowo ma wartość edukacyjną, gdyż co chwilę czekają na nas kolejne ciekawostki. Warto poznać miejsca, które autor miał okazję zobaczyć osobiście, a teraz próbuje przekazać nam namiastkę tego, co widział i zasłyszał, za pomocą tej niedługiej, lecz treściwej i barwnej książki. Bardzo polecam wszystkim, których interesuje drugi człowiek, mieszkający gdzieś na krańcu świata. Tutaj poznacie jego przeżycia i emocje, zrozumiecie, jakie wyzwania stawia przed nim życie każdego dnia i zachwycicie się miejscami, w których żyje. Wspaniała książka z cudownymi zdjęciami, która wzbudza ochotę na to, by samemu spakować się, wyjechać i rozpocząć swoją przygodę gdzieś na drugim końcu świata.




5. Przeczytaj książkę z liczbą w tytule.