7 lutego 2015

"Nic gorszego się nie zdarzy" Stephanie Bond

"Nic gorszego się nie zdarzy"
Stephanie Bond
Wydawnictwo Harlequin Enterprises 1999

Cindy Warren zajmuje kierownicze stanowisko w hotelu Pod Kryształowym Pająkiem i kiedy mawia, że to ona "zarządza całym tym cyrkiem", wierzmy jej na słowo. Tutaj bowiem wszystko może się zdarzyć. Cindy uwielbia swój personel i jest dobrą szefową. Nawet wtedy, kiedy fryzjerka, którą zatrudniła, zupełnie nie znając się na swojej robocie, niszczy jej piękne włosy. Na domiar złego współwłaściciele hotelu wynajęli firmę, która ma dokładnie prześwietlić wszystkie obiekty należące do ich korporacji, w tym „Pająka”. Cindy nie ma pojęcia, jak wysłany przez nich mężczyzna wygląda, więc na zapas stara się być miła dla wszystkich gburów. Z wciąż pozytywnym nastawieniem i beznadziejnym uczesaniem, dla którego nie było ratunku, spotyka Eryka Quinna. Czarujący mężczyzna skrywa jednak pewien sekret... I gdy Cindy myśli, że gorzej już być nie może... znów coś się dzieje!

Pierwszy raz w życiu sięgnęłam po Harlequina i poświęciłam się dla czytelniczego wyzwania. Cieszę się, że mam to już za sobą. I choć od razu chciałam napisać recenzję, nie miałam pojęcia, że tak trudno będzie mi napisać cokolwiek konstruktywnego. Doprawdy, trudno wykrzesać z siebie choć odrobinę sensownych słów na temat przedstawionej historii. Będzie więc krótko i zwięźle!

What has been read, cannot be unread.

Cindy to postać całkiem nieszablonowa – lubię roztrzepanych bohaterów, bo zawsze najwięcej zawirowań wprowadzają do historii. Kilka jej zdziwaczałych zachowań wywołuje uśmiech na twarzy, gdy nie wyobrażamy sobie, że ktokolwiek byłby do nich zdolny. Proste sytuacje się komplikują, a zwyczajne rozmowy nabierają absurdalnego charakteru.

Książka jest krótka i prosta – jak to tego typu historie. Może nawet momentami zabawna. Zbiegi okoliczności typowe dla romansów szybko zaczynają nudzić, a historia niczym nie zaskakuje. Choć bohaterkę rzeczywiście spotkało pasmo nieszczęść, jedno po drugim i choć z jej roztargnienia i pewnych niedopowiedzeń, wynikło wiele nieporozumień, dla nas autorka nie pozostawiła żadnej niespodzianki. Od razu wszystko jest jasne dla czytelnika. A skoro wiemy też, jak kończą się takie książki, po co je czytać?

Trudno znaleźć odpowiedź na to pytanie. Ze zdziwieniem jednak odkryłam, że tego typu romanse są mało romantyczne – i to w każdym tego słowa znaczeniu, nawet jeśli wziąć pod uwagę zarówno damski i męski sens „romantyzmu”. To książka niewymagająca, dobra na leniwe, samotne wieczory, gdy chce się odpocząć od myślenia.
 
2. Przeczytaj typowy romans


3 komentarze:

  1. Kiedyś może i bym zajrzała. Obecnie jednak ma tyle innych, ciekawszych książek, że raczej do niej nie zajrzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. O, kilka harlequinów się w życiu przeczytało, moim zdaniem jednak daleko im do "typowych romansów", bo to w sumie trudno nazwać prawdziwym romansem, raczej zlepkiem pseudoromantycznych wątków o niczym. Jill Barnett, Lisa Kleypas - te panie piszą prawdziwe romanse. I te Ci polecam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słowo "typowy" to jedynie moje wolne tłumaczenie wyzwania. A Harlequin jak najbardziej posiada wszystkie cechy romansu, także uważam, że nie jest błędem nazwanie go typowym! O jakości dyskutować nie trzeba, bo wiadomo, że to romans raczej niskich lotów :) Jednak dziękuję za polecenia, ale za romansami naprawdę nie przepadam :) Pozdrawiam!

      Usuń