29 lipca 2011

Obudź swoje szczęście w wygywajce :)

Zapraszam!

Na mojej półce stoi wiele książek, a miejsca niestety nie przybywa. Uznałam więc, że pora rozstać się z niektórymi pozycjami i przekazać je tym, którzy nie mieli jeszcze okazji się z nimi zapoznać! Po wielu wyliczankach (bo z niektórymi książkami wiąże się niemały sentyment ;)) mój wybór padł na „Obudzić szczęście” Susan Wiggs.

Moja recenzja odnośnie tej pozycji znajduje się tutaj:
Susan Wiggs „Obudzić szczęście”


Wystarczy, że pod spodem w komentarzach napiszesz, że się zgłaszasz. 
Osoby anonimowe proszę o podanie adresu @ :)

Macie czas do 2 sierpnia do godziny 20.00, a potem wylosuję jedną osobę spośród chętnych :)
Zachęcam wszystkich gorąco!

28 lipca 2011

„Światła pochylenie” Laura Whitcomb

Laura Whitcomb
Światła pochylenie
Wydawnictwo Initium, 2010


Czasami czujemy, że jest obok nas. Nie widzimy tej siły, która porusza naszą dłonią, aby wydobyć spod naszych palców najpiękniejsze słowa, ale wiemy, że ona jest. Spoglądamy na nią w całej jej okazałości, gdy dotyka naszych rąk, jakby sama kreśliła nimi te litery, które ukazują się w najpiękniejsze zdania, chociaż nie dostrzegamy jej oczami. Istnieje dla nas tylko swoją duchowością, swoim byciem w niebycie, aby kierować naszą namiętność i pasję w kierunku, który pozwala nam czuć się bezpiecznie. Zupełnie, jakby ktoś nad nami czuwał. Bo przecież każdy ma swoją muzę, tą niewidzialną, lecz istniejącą podporę, która nie chce opuszczać nas aż do śmierci.

Helen miała dwadzieścia siedem lat, kiedy umarła. Tamte wydarzenia są teraz jedynie mgłą w jej pamięci, chociaż tak bardzo pragnie je pamiętać. Od ponad stu lat przemierza świat w postaci duchowej. Przenikliwa samotność, którą wciąż czuje w swoim sercu, nakazuje jej związywać się z różnymi ludźmi. Od tej pory oni, jako jej gospodarze, a ona jako ich muza, są razem aż do śmierci. Przez cały czas Helen zbliża się do swoich towarzyszy, wspierają ich we wszystkich decyzjach i tworach. Dramatopisarz czy poeta, każdy z nich potrafi dostarczyć Helen to, czego tak pragnie, odrobinę poetyckości życia, która dla niej samej jest natchnieniem. Oni nie potrafią jej zobaczyć, chociaż czują tą moc, która ogarnia ich myśli, gdy jest obok. Wszystko zmienia się, gdy podczas lekcji swojego gospodarza, nauczyciela Browna, zauważa, że jeden z uczniów spogląda na nią. Początkowo myśląc, że to tylko złudzenie, szybko przekonuje się dlaczego ten chłopak, który z pozoru nie miał w sobie nic wyjątkowego, jest jedynym, który może ujrzeć jej samotną duszę.

Już od pierwszych chwil naszej znajomości z książką czujemy jak nas uwodzi. Delikatny i poetycki język zdaje się być jak piękny strumień, który wiedzie nas przez kolejne sytuacje. Trudno nie zachwycić się tak dopracowanym i urzekającym słowem, jakim jesteśmy obdarzani bez przerwy. Dzięki temu właśnie czujemy się tak mocno związani z wydarzeniami już od pierwszych chwil, a oderwanie się od powieści jest powrotem do całkowicie innego, przyziemnego świata, w którym potem zaczyna brakować nam tej niezwykłości. Trudno z niej zrezygnować, kiedy już poznamy jej smak.

Bohaterowie są prawdziwym Światłem w świecie, który nie zawsze stara się być piękny. Ich głębokie poczucie estetyki zdaje się nie pasować do świata, gdzie ludzie wciąż posługują się najczęściej złudzeniami. Helen i James to istoty, które próbują pozostać sobą, podczas gdy inni oczekują od nich dostosowania się i konkretnych zachowań. To przełamywanie granicy między swoim życiem, którego się pragnie, a życiem, które się ma. Książka to bardzo dojrzałe emocje, które potrafią obudzić w czytelniku miliony pozytywnych uczuć. Nakłaniają do refleksji nad tym, co mamy, nad tym, jak wygląda nasze życie i czy warto jest brnąć w nie takie, jakie jest, czy zawrócić, by nie płynąć z prądem, ale wytyczać sobie nowe ścieżki.

Przedstawiona miłość jest bardzo urokliwa. Uczucie osamotnienia, które dojrzewało w Helen przez tak wiele lat, nagle wybucha. Dziewczyna wie, że ten człowiek może odmienić jej życie, że wreszcie będzie mogła przestać wciąż żyć w ukryciu. Wreszcie została zauważona. Spełniają się jej marzenia, których nawet nie ośmielała się pragnąć. Choć uczucie jest tu znaczące, nie jest to książka o miłości. To raczej droga w poszukiwaniu przeszłości. Poszukiwanie samego siebie, własnych emocji, dążenie do tego, co dawno się zagubiło. Największym pragnieniem jest tu poznanie tego, co stało się w dniu śmierci, odkrycie zagadki, która nie pozwoliła odejść po śmierci, a nakazała przebywać w świecie, w którym Helen czuła się tak osamotniona.

Debiut literacki Laury Whitcomb jest zaskakujący. Najbardziej przyciąga nas tu używanie słów najpiękniejszy możliwy sposób. Czyta się to jak poezję, rozkoszując się każdą chwilą. Pochłania się wydarzenia, zbierając w zakamarkach myśli jak najważniejszą z życiowych lekcji. Powieść nakierowuje nas na duchowość, na piękniejszą i pełniejsza stronę życia. Pozwala nam docenić drobnostki, których na co dzień nie potrafimy już zauważyć, jak smak jabłka, czy zapachy unoszące się w powietrzu. Książka ośmiela nas do szukania piękna w rzeczach najzwyklejszych, pokazując, że one właśnie kryją go najwięcej. Uświadamia, że ten świat, w którym wszystko potrafi zachwycać, jest na wyciągnięcie ręki, a od nas jedynie zależy, czy z tego skorzystamy.

Piękna, subtelna, urzekająca, polecam!
5/5

Światła pochylenie [Laura Whitcomb]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

24 lipca 2011

"Miasto ślepców" José Saramago

José Saramago
Miasto ślepców
Wydawnictwo Rebis, 2008


Po José Saramago, jako po nobliście, możemy spodziewać się wiele. Wydaje się jednak, że trudno jest stworzyć powieść, do której odnosilibyśmy się z tak wielką odrazą, a jednak z rosnącą ciekawością. Chociaż obrazy, który autor nam podsuwa, nie były przyjemne ani w widoku ani w zapachu, trudno jednak zacząć tę książkę i nie skończyć. Kiedy już raz wejdziemy do tak okrutnego świata, który rządzi się całkiem zwierzęcymi prawami, będziemy chcieli zyskać pewność, że to wszystko kiedyś się skończy.

Zdawałoby się, że to dzień jak co dzień. Gwar na ulicach, zniecierpliwieni ludzie w samochodach, a wszyscy pędzący przed siebie w pośpiechu. Właśnie w tym pędzącym tłumie, na skrzyżowaniu, niespodziewanie ślepnie mężczyzna, czekając na zielone światło. Bez bólu, bez jakichkolwiek oznak, jego oczy zalewa jasna, mleczna powłoka. Jak się szybko okazuje podczas badań, niemożliwe jest, by ktoś tak nagle oślepł, bez żadnego uszkodzenia oka, a na dodatek pogrążając się w świetle, zamiast w ciemności. Kiedy ślepota zaczyna dotykać kolejne osoby, wpierw te, które miały kontakt z mężczyzną, miasto ogłasza wybuch epidemii białej ślepoty i nakazuje odizolować nieszczęśników od reszty mieszkańców. Przeniesieni do starego budynku szpitala psychiatrycznego wkrótce uświadamiają sobie, jak wygląda życie ślepych, kiedy ci, którzy mają ich wspierać, boją się do nich zbliżyć, a jedzenie przestaje być dostarczane na czas.

To, co najbardziej przeraza, to wydarzenia, które rozgrywają się pomiędzy samymi ślepcami. Wyrywają sobie oni jedzenie z rąk, nie przejmują się, ile osób przy tym zginie. Najważniejsze jest, aby mieć jak najwięcej dla siebie. Dochodzi tutaj do najbardziej brutalnych scen i aż trudno uwierzyć, że bezradność może prowadzić do takich czynów. Cały ich pobyt w szpitalu to ciągła walka o zaspokajanie swoich potrzeb, o godność i przetrwanie. A wszystko przy fetorze rozkładających się ciał, odpadkach, które zalewają wszystkie pomieszczenia, i brudnych ciałach, które nie mają już dostępu do wody.

Mimo odpychających obrazów, które tu wciąż musimy oglądać, przedstawienie ludzkiej moralności - a raczej jej upadku - nie pozwala się od niej oderwać. Tak naprawdę widzimy tutaj ludzi, którzy już całkowicie pozbyli się człowieczeństwa, ale także grupę, która miała jeszcze szansę na przetrwanie i zachowanie całej godności. Dwie strony barykady, a więc ci, którzy są pozbawienie wszelkiej wrażliwości i posuną się do środków ostatecznych, aby przeżyć oraz ci drudzy, którzy walczą o innych i prędzej zginą sami, niż pozwolą na to towarzyszom. Powieść przedstawia uczucia, które rodzą się w ludziach, kiedy wszystko przestaje mieć znaczenie. To taka minimalizacja własnych potrzeb. Kiedy bohaterowie nie jedli od kilku dni, nie mogli się umyć, ani skorzystać z toalety, wystarczyła im rozmowa, uboga racja żywnościowa i wiara, że to kiedyś się skończy.

Książka jest niezwykła przez dogłębne przedstawienie tej zakorzenionej w człowieku walki o przetrwanie. Ukazuje mechanizmy, które rządzą ludźmi w sytuacjach najbardziej beznadziejnych, gdy trzeba przygotowywać się na śmierć. To, co ją wyróżnia spośród innych, to sposób przedstawiania bohaterów. Nie mamy tutaj imion bohaterów, bo „ślepi nie mają nazwisk”. Spotykamy się tu z żoną lekarza, z mężczyzną z opaska na oku, z zezowatym chłopcem... A jednak mimo tej anonimowości są oni najbardziej bliscy, bardziej odarci z wszelkich codziennych masek, niż jakiekolwiek inne postacie, które do tej pory mogłam poznać.

Przez te wszystkie wydarzenia wciąż zadajemy sobie pytania: dlaczego to w ogóle się stało? Dlaczego akurat ci ludzie? Dlaczego jedyna kobieta, która zaryzykowała wszystko, zagłębiając się w tłum ślepych z potrzebą niesienia pomocy, była jedyną, której nie dotknęła choroba? Czy chodziło właśnie o zwrócenie uwagi na to, w jaki sposób żyjemy? Takie właśnie przesłanie jako pierwsze przychodzi do głowy, już od pierwszych stron - altruizm i dotarcie do wnętrza siebie, miały tak naprawdę przybliżyć ich do życia i otworzyć oczy na zło, a także serce na dobro.

Miasto ślepców to chyba najbardziej wstrząsająca i przejmująca opowieść, jaką miałam okazję przeczytać w ostatnim czasie. Jest pełna niezwykłych słów o życiu, walki o przetrwanie, sięganie w głąb siebie, sposobów postrzegania świata i ewolucji człowieka, poprzez sytuacje, jakie podsuwa los. Wydarzenia, które nawet mimo swojej niecodzienności ukazują jacy naprawdę jesteśmy. Może my też zbyt często jesteśmy ślepi?

Pozycja obowiązkowa, ulubiona, szokująca, przejmująca, gorąco polecam, ocena 5/5.

Miasto ślepców [José Saramago]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

20 lipca 2011

"Ja, diablica" Katarzyna Berenika Miszczuk

Katarzyna Berenika Miszczuk
Ja, diablica
Wydawnictwo W.A.B., 2010

Jak to jest być diablicą? Mieszkać w Piekle, móc przenosić się z miejsca na miejsce za pomocą klucza uniwersalnego wetkniętego w ścianę, wyczarowywać jedzenie na zawołanie? Gdy do tego dołożymy jeszcze tajemniczą Iskrę Bożą, rzecz wydaje się jeszcze bardziej fascynująca. Tak naprawdę w Piekle jest lepiej niż w Niebie i to udowadnia nam autorka, pokazując ten niecodzienny, ale jakże przyciągający obraz Diabłów, Szatana i innych Demonów. Bo kto spodziewałby się, że tak blisko jądra ziemi spotkamy takie osobistości jak Marilyn Monroe czy Michael Jackson?

Wiktoria pragnęła normalnego życia - przysypiania na zajęciach, pijackich imprez studenckich i wypatrywaniu oczu za przystojnym Piotrusiem. Niestety pewnego dnia ten znany jej świat się kończy, a ona trafia przed oblicze Śmierci, anioła, który wymienia jej dobre uczynki i diabła, który wylicza jej grzechy. Decydując się na Piekło, szybko uświadamia sobie, że ta całkowicie wolna rzeczywistość jest lepsza niż całodniowe śpiewanie psalmów i granie na harfie. Gdy do tego zostaje jeszcze obdarzona mocą, czuje się naprawdę wspaniale. Wciąż jednak zależy jej na ziemskim życiu i na swojej śmiertelnej miłości, Piotrusiu. Gdy poznaje urzekającego diabła Beletha, musi zdecydować, na kim bardziej jej zależy. Do tego wciąż dręczą ją myśli o jej nieplanowanej śmierci. Podróżując za pomocą magicznego klucza między mieszkaniem w Los Diabolos, a swoim ziemskim życiem w kawalerce w Warszawie, stara się uporządkować swoje nie-życie i zrozumieć, co tak naprawdę się stało.

Bohaterowie wzbudzają skrajne emocje, przyciągając lub odpychając, i chyba nikt nie był dla nas jednoznacznie wspaniały lub okropny. Wielu z nich ma dwie twarze - najpierw zaskakuje dobrocią (tak, naprawdę u Diabłów jest to możliwe!), potem atakuje kłamstwem i podstępem. Trudno przekonać się, komu powinno się wierzyć. Każdy tak naprawdę dąży do własnych celów, często nie dbając o innych. Niejedna postać jednak potrafi zaskakiwać w najmniej spodziewanych momentach. Aż do samego końca.

Już sam początek książki wprowadza nas w świat Piekła. Bez zbędnych wstępów zostajemy wrzuceni w demoniczny świat, który zachwyca swoją absurdalna konstrukcją. Wiktoria próbuje odnaleźć się w świecie, gdzie wszystkie drzwi są ponumerowane za pomocą cyfr cztery albo sześć, a papierkowe sprawy trzeba załatwiać, biegając po kolejnych piętrach w poszukiwaniu odpowiednich wniosków. Prawdziwa biurokracja, lecz tu naprawdę szatańska. Powieść jest bardzo zabawna, lecz nie w nachalny sposób. Dowcipy są trafne i ciekawie przeplatają się z rzeczywistością, dzięki czemu całość jest dla nas jeszcze barwniejsza i przyjemniejsza w odbiorze. Prosty język i konstrukcja, a także przyciąganie już od pierwszy stron sprawiają, że książkę chce się czytać. Trudno odłożyć ją, dopóki nie dotrze się do samego końca.

Myślałam, że jest zbyt przewidywalna. Kilka zdarzeń szybko stało się oczywistych, ale w ostatecznym rachunku trzeba przyznać, że częściej zdarzało jej się zaskakiwać. Może to właśnie przez tą dwoistość postaci, które wciąż musiały podejmować decyzje między własnym dobrem, a dobrem drugiej osoby? Poza tym Piekło, o którym przez lata wpajano nam, że jest złe, tutaj okazuje się nie być takie straszne. To raczej Niebo jest to wykpiwane ze względu na nudę panującą w tym świecie. Piekło to miejsce zabawy i swobody. Któż nie chciałby się w nim znaleźć?

To nie jest zwyczajna opowieść, jakich wiele we współczesnej fantastyce. Mamy tu rozerwanie między dwoma zauroczeniami, poświęcenie, walkę, ciężkie rany odniesione w boju, ratowanie świata, odniesienia do postaci historycznych, które tutaj odgrywają dużą rolę; magię, dużą dawkę swobody, trochę egoizmu, a jednak także poświęcenia. Mieszanka iście diabelska, którą czyta się przyjemnie, by zaraz po niej być pewnym, że w życiu nic nie jest czarne lub białe. Tu zło może być dobre, a Piekło potrafi być Niebem. A którą stronę ty wybierzesz? 

Ocena 5/5, bardzo polecam :)

Ja, diablica [Katarzyna Berenika Miszczuk]  - KLIKAJ I SłUCHAJ ONLINE

16 lipca 2011

"Fantastyczne samobójstwo zbiorowe" Arto Paasilinna

Arto Paasilinna
Fantastyczne samobójstwo zbiorowe
Wydawnictwo Kojro, 2007

Trudno spodziewać się, aby samobójstwo mogło być fascynujące. A gdy do jednej osoby planującej pożegnać się z życiem dołączymy jeszcze kilkadziesiąt innych, rzecz wydaje się jeszcze bardziej niecodzienna. Decyzja, która bywa nieodwracalna, nie musi być jednak ujęta w szarych barwach, jak pokazał to i udowodnił Arto Paasaliinaa. Bo co bardziej przybliża nas do życia jak nagła ucieczka od śmierci?

Historia rozgrywa się w Finlandii - przepięknym północnoeuropejskim kraju, który zachwyca wspaniałymi widokami, ogromnymi jeziorami i nieprzebytymi lasami. Dyrektor Onni Rellonen, bankrut i nieszczęśliwy mąż, postanawia zwieńczyć swoje życie jednym strzałem z pistoletu. Udaje się do stodoły, która miała być samotnym świadkiem jego śmierci. Tam spotyka pułkownika Hermanniego Kemppainena, który akurat zaciska węzły grubego sznura na belce, z zamiarem wetknięcia głowy w pętlę i zaciśnięcia jej na szyi. To niespodziewane spotkanie odciąga dwójkę od zamiaru popełnienia samobójstwa, ale tylko na ten dzień. Nadal są zdecydowani na śmierć. Uświadamiając sobie, jak wiele podobnych do nich osób musi zamieszkiwać Finlandię, postanawiają zamieścić ogłoszenie w gazecie, które pomogłoby zebrać ich wszystkich w jednym miejscu. Tłumy, które przybywają na zorganizowane seminarium, są zdecydowane popełnić samobójstwo zbiorowe, które miałoby godnie zakończyć ich nędzne istnienia.

Powieść zaskakuje złożoną psychologią postaci. Grupa ponad dwudziestu osób, które ostatecznie decyduje się na podróż zmierzającą ku śmierci, jest opisana rozlegle i interesująco. Każdy tutaj ma swoje życie, każdy ma dobry powód, by podjąć tak drastyczne kroki. Nie ma tutaj postaci, która byłaby dla nas anonimowa, bo każda w końcu ujawnia na czym polegają jej problemy. Podczas całej opowieści poznajemy ich zamierzenia i obawy. Ukazuje się ich upór i walka o swoją godność, bo wiedzą, że nie muszą już dbać o nic innego. Nie boją się podejmowania ryzyka, przemierzając autokarem Europę w celu odnalezienia dogodnego miejsca śmierci. Widzimy jak rozwijają się niektóre osoby, zmieniając podejście do życia, sposób myślenia i radzenia sobie z niektórymi sytuacjami. Widzimy jak w każdej postaci budzi się refleksja nad tym co było i co jeszcze może się stać.

Rozpoczęcie całej akcji od spotkania w stodole powoduje, że czujemy się zaangażowani w historię tych ludzi już od pierwszych stron. Książka przeplata w sobie historie różnych osób, dzięki czemu nie zetkniemy się tu monotonią. Paasilinna nadaje nadchodzącej śmierci charakter wyjątkowo dramatyczny, przeplatając okrutne życie z brakiem jakichkolwiek ograniczeń. Ukazuje, że ludzie, którzy decydują się na taki krok, nie mają już nic do stracenia. Przedstawia ich jako wojowników, którzy wciąż starają się stąpać z godnością, mimo że zmierzają ku śmierci.

Ukazany świat również wzbudza niemały zachwyt. Mamy tutaj wiele krajów, których piękno jest opisane w szczególny sposób. Nasi podróżnicy przemierzają Europę od Finlandii, przez Norwegię, Szwecję, Danię, Niemcy, aż do Szwajcarii. Wszędzie widzimy strzeliste góry, błyszczące jeziora, wspaniałe winnice czy kręte ścieżki... A wszystko dzięki spojrzeniu osób, które mają żegnać się ze światem, a więc także z tymi pięknymi widokami. Przez to krajobrazy nabierają tu szczególnego wdzięku, są pięknem, które zauważyć mogą tylko ci, którzy pochłonięci są refleksją o życiu.

Książkę czyta się bardzo przyjemnie i szybko, żałując, że ta przygoda musi się skończyć. Bohaterowie są bardzo pozytywni i łatwo wzbudzają w nas emocje. W całej opowieści nie znajdziemy wielu dialogów. Tutaj jest to raczej relacjonowanie pewnych zdarzeń, które kiedyś, gdzieś miały miejsce. Czyta się to jak bajkę, z tym, że spodziewamy się ponurego zakończenia. Ale czy to naprawdę musi się tak kończyć?

To historia o ludziach, którzy nie mieli do stracenia nic i o decyzjach, które podejmowali. O ewolucji myśli, o zaglądaniu w głąb siebie. O poznawaniu innych w kilka dni, tak jak żaden inny człowiek nie zdołał poznać ich przez całe życie. To walka o to, co dla nas najważniejsze. Podróż ku śmierci, która ma być zarazem drogą ku szczęściu, wolności, wyswobodzeniu się od przytłaczającego życia. Fantastyczne samobójstwo zbiorowe, które rzeczywiście było fantastyczne i zachwycające, bo nie niosło ze sobą smutku, ale pełnię szczęścia i nadzieję. Czy można oczekiwać lepszego jutra, wiedząc, że ono nigdy nie nadejdzie? Paasilinna udowodnił, że można i zrobił to w najpiękniejszym stylu.

Moja ocena 5/5 i zdecydowanie ląduje w ulubionych :)

13 lipca 2011

"Krwiopijcy" Christopher Moore

Christopher Moore
Krwiopijcy
Wydawnictwo MAG, 2008

O książce Christophera Moore'a usłyszałam już dawno i zastanawiało mnie, co w niej jest tak wyjątkowego, że czytelnicy tak chętnie po nią sięgają. Ta pozycja na pewno wyróżnia się spośród innych niezwykłym humorem, którego nie sposób nie polubić, a którego czasem brakuje w innych książkach fantasy. Krwiopijcy to kolejne spojrzenie na świat wampirów, tym razem bardziej ironiczne i mniej poważne.

Jody została zaatakowana. Obudziła się w śmietniku, miała poparzoną rękę, kupę kasy przy boku i nie wiedziała, co tak naprawdę się stało. Kiedy okazuje się, że nie może wychodzić na słońce, że rany goją się jej nadzwyczaj szybko i nie może nawet napić się wody, zrozumiała, że jej dawne życie się skończyło, że została wampirem i już na zawsze będzie miała dwadzieścia sześć lat. Kiedy na jej drodze pojawia się Thomas C. Flood, pisarz bez sukcesów, marzący o mieszkaniu z poddaszem, postanawia uczynić z niego swojego pupilka do załatwiania dziennych spraw. Między nimi szybko pojawia się uczucie i Thomasowi nie przeszkadza, że jego ukochana jest lodowata, że pije jego krew i w zamrażarce pomiędzy zimnymi napojami trzyma trupa.

Tutaj pomysły sypią się jak z rękawa. Czytając, co chwilę wybucha się śmiechem, bo Moore przedstawia nam wspaniały humor, dotyczący absurdalnych relacji pomiędzy współczesnym wampirem i człowiekiem. Przedstawia nam odniesienia do innych książek, z których Jody uczy się, co to znaczy być krwiopijcą, wypróbowując ich nadnaturalne zdolności. Wszystko tu nabiera zabawnego charakteru, który pozwala nam zorientować się we wszystkich wampirzych motywach, które do tej pory mieliśmy okazję poznać. Sytuacje są wciąż zaskakujące, a zachowania bohaterów niespodziewane, przez co pomysł wydaje się być świetnie wykorzystany.

Książka jest pisana dość prostym językiem i nie ma problemu z wdrożeniem się w ten świat. Czasem miałam jednak wrażenie, że książka woli oprzeć się o kpinę i drwinę niż o jakikolwiek schemat fabularny. Wiele razy mówiłam sobie: ok, niezły humor, ale właściwie o czym jest ta książka? Wydarzenia, choć zabawne, nie wnosiły nic do treści i aż boję się pomyśleć, o czym będzie następny tom. Kolejna dawka humoru. Ale co poza tym?

Najmocniejsze punkty całej powieści to początek, gdy Jody zostaje wampirem i stara się dostosować do nowej rzeczywistości, a także zakończenie, które było w dziwny sposób zabawne i niespodziewane - dla niego chyba warto dotrwać do końca. One tak naprawdę świadczą o świetnym pomyśle autora. Poza tym było zaledwie kilka sytuacji, który były opisane w świetny sposób. Całość jednak nie przekonała mnie do siebie.

Rozumiem, co pociąga czytelników w książce Christophera Moore'a. Nadzwyczajny humor, który wplata się w najbardziej bezbarwne życiowe sytuacje, czyniąc się niezwykłymi na swój sposób. Książka jest na pewno oderwaniem od wszystkich podobnych wampirzych opowieści, bo nie zbliża się do nich w żadnym stopniu. Wolałabym jednak przeczytać ciekawszą historię bez ciągłych ataków drwiną, która zapadłaby mi w pamięć tak, że chciałabym sięgnąć po kolejny tom. Tu jednak odrobinę straciłam ochotę na cały ten paranormalny świat.

Nie odradzam, ale też nie polecam.

Moja ocena 2,5/5

10 lipca 2011

"Chłopiec w pasiastej piżamie"John Boyne

John Boyne

Chłopiec w pasiastej piżamie

Wydawnictwo Literackie, 2007


Książka "Chłopiec w pasiastej piżamie” została przetłumaczona na czternaście języków, wydawały ją renomowane wydawnictwa i nie bez powodu zawsze osiągała status bestselleru. Dziś częściej kojarzona z filmem o tym samym tytule, ale może warto skupić się na jego pierwowzorze. Chociaż sam pomysł na opowieść o chłopcu w piżamie w paski może przywoływać nieco mylne obrazy w głowach tych, którzy jeszcze nie zetknęli się ani z książką ani z filmem, warto poznać tę historię. Przedstawia nam świat okrutny, a w nim także iskrę nadziei, wynikającą może ze zwykłej niewiedzy kilkulatka, jednak wciąż poruszającą.

Bruno ma dziewięć lat. Wraz ze swoją rodziną i służbą musieli przenieść się do nowego domu z Berlina, by jego ojciec mógł wykonywać swoje obowiązki jako komendant obozu koncentracyjnego. Chłopiec tak naprawdę nie wie, czym zajmuje się jego tata, ale podziwia jego mundur, odznaki i to, jak inni wykonują jego rozkazy. Mały odkrywca znudzony nowym miejscem i brakiem dawnych przyjaciół wyrusza na poszukiwanie odpowiedzi, kim są ludzie mieszkający za wysokim płotem, ubrani w piżamy w paski. Gdy tuż za tą tajemniczą granicą spotyka Szmula, żydowskiego chłopca w jego wieku, szybko się z nim zaprzyjaźnia. Niewinne spotkania i rozmowy, mają jednak tragiczne konsekwencje dla Bruno.

Po raz pierwszy tę historię poznałam poprzez film i żałuję, że najpierw nie była to książka. Obie historie jednak tak naprawdę niewiele od siebie się różnią - chociaż było kilka elementów, które w filmie zostały według mnie niepotrzebnie pominięte. Wiadomo jednak, że jeśli film ma być spłyceniem opowieści, trzeba pewne elementy wykluczyć, a jednak tam mi ich brakowało. Tutaj jednak, znając już losy chłopca, nie zaskoczyły mnie one tak bardzo, podczas gdy filmowe zakończenie wywołało wiele silnych emocji.

Książka pokazuje nam świat, który jest tak naprawdę tylko złudzeniem dla Bruno. Zupełnie inaczej wyobraża sobie swego ojca - bardziej jako bohatera, który wprowadza porządek do panującej rzeczywistości. Widzimy naiwność jego młodego umysłu i jak z łatwością wierzy we wszystko, czego uczy go ojciec. Komendant to człowiek bez skrupułów, który wprost mówi, że ludzie po drugiej stronie płotu są od nich gorsi. Próbuje wpoić swoim dzieciom zamiłowanie do historii i zrozumienie, że to, co robi, jest ważne dla państwa i słuszne. U Gretel, siostry Bruna, choć jest od niego jedynie o trzy lata starsza, nie odnajdziemy już ani śladu współczucia dla ludzi „po tamtej stronie”. Bezgranicznie wierzy w zasady, które wpajano jej od dzieciństwa i nie dopuszcza do siebie myśli, że mogłoby być inaczej. Matka Bruna to tak naprawdę jedyna osoba, która nie potrafi pogodzić się z otaczającą ich rzeczywistością. Próbuje chronić swoje dzieci od wychowywania na jakie skazuje je ojciec, ale wszelkie jej próby uchronienia ich od tego są na nic, bo jej zdanie nigdy nie będzie ważniejsze od postanowień komendanta. Szmul to chłopiec nierozumiejący jeszcze co tak naprawdę dzieje się dookoła niego. Wierzy, że jego życie wreszcie się odmieni, że wróci do dom, że zrzuci piżamę w paski i nie będzie musiał już więcej być na rozkazy żołnierzy.

Książka pisana jest bardzo przyjemnym i prostym językiem. Przedstawiane wydarzenia sprawiają, że czyta się ją bardzo szybko, niemalże pochłaniając kolejne rozdziały. Akcja zarysowuje nam się powoli, jednak dokładnie określa najpierw ten złudny świat, który przedstawiany jest Bruno przez otaczających go ludzi. Opowieść jest interesująca już od pierwszych stron, a zakończenie niespodziewane i zaskakujące, bo łączy ze sobą zarówno okrucieństwo ludzi, jak i piękno przyjaźni. Jest tu wszystko, czego można by oczekiwać od takiej historii.

Historia Bruna i jego przyjaciela, Szmula, jest poruszająca i przerażająca zarazem. Widzimy tu, jak dziecko, które wychowywane miało być w nienawiści do Żydów, zbliża się do jednego z nich, przełamując wszelkie bariery, które stawiał między nimi jego ojciec. Jasno tutaj pokazane jest, że Bruno do końca nie zdaje sobie sprawy z tego, czym jest obóz koncentracyjny i wciąż chce znaleźć się po drugiej stronie, aby móc więcej czasu spędzić z przyjacielem. Wciąż mówi, że jego życie nie jest idealne, bo ma za mały dom, okropną siostrę i tęskni za dawnymi kolegami. Nie rozumie narzekań Szmula, gdy ten mówi, że w obozie nie jest wcale tak idealnie.

Świat widziany oczami dziecka przeraża jeszcze bardziej, gdy wiemy już jak naprawdę wyglądał ten świat i do jakich okrucieństw dochodziło w obozach. Tu nic nie jest nazwane po imieniu, bo przecież byli to tylko ludzie w piżamach w paski, tyle dzieci w jednym miejscu, które mogły spędzić czas na zabawie; świat, którego mogłoby pragnąć każde osamotnione dziecko. Nas podobne obrazy przerażają, Bruna jedynie ciekawiły.

Naiwne dziecięce spojrzenie na prawdziwe i okrutne wydarzenia, które polecam nie tylko tym, fascynującym się tematyką obozów koncentracyjnych, ale wszystkim, którzy z chęcią przeczytają niesamowitą historię o dwójce chłopców, których przyjaźń przetrwała do samego końca, mimo wszystkiemu, co ich dzieliło.

Moja ocena 5/5

9 lipca 2011

"Ognista" Sophie Jordan

Sophie Jordan
Ognista
Wydawnictwo Bukowy las, 2011


Coraz rzadziej w fantastyce dostarczane nam są opowieści o smokach. Istoty, które posiadają w sobie cała moc magii, do tej pory żyły w cieniu innych istot fantasy. Tutaj jednak widzimy, jak one powracają i to w bardzo niekonwencjonalnym stylu. Znów mamy młodą dziewczynę, znów mamy trudne wybory, ale wszystko jest utrzymane w atmosferze niezwykłości. Ukazywany nam świat smoków jest tym, co odróżnia Ognistą spośród innych pozycji i daje nam wszystko, czego moglibyśmy zapragnąć.

Jacinda nie jest zwyczajną dziewczyną. Szesnastolatka jednak wcale nie pragnie taka być. Należy do dragonów i potrafi rozpalić w sobie ogień, który przemienia ją w smoka. Jej matka dawno już zabiła w sobie dragona, a siostra wcale tych zdolności nie posiadała, dlatego postanawiają uciec od świata, który przynosi zagrożenie dla ich życia. Chociaż Jocinda wie, że jako jedyna istniejąca ognioziejka skazana jest na już z góry ustalone życie u boku Cassiana, przyszłego alfy, tęskni za dawnym życiem i nie chce dopuścić do tego, aby dragon w niej kiedykolwiek umarł. Gdy na jej drodze pojawia się Will, chłopak, który wcześniej ocalił ją w postaci ognioziejki przed śmiercią, wie, że z jednej strony jest dla niej ratunkiem, a z drugiej nieuchronną śmiercią. Od tej pory jej myśli i serce toczą nieustającą wojnę pomiędzy tym, czego pragnie, a co może doprowadzić do jej zguby.

Ognistą pochłania się w kilka godzin. Może to za sprawą przyjemnego języka, który wprowadza nas w dany świat, nie zalewając nas od razu masa niezrozumiałych postaci i słów. Tutaj wszystko jest jasne od samego początku, chociaż niewątpliwie mamy do czynienia z rasą, która do tej pory była nam raczej obca. A może to wszystko dlatego, że już od pierwszych stron Sophie Jordan przekazuje nam cały bagaż emocji głównej bohaterki, wplątując ją od razu w niebezpieczne sytuacje. Tutaj nie musimy czekać na zaskakujące sytuacje, bo one zdarzają się na każdym kroku.

Bohaterowi zbudowani są świetnie. Jacinda, choć to wciąż młoda dziewczyna, zaskakuje dojrzałym podejściem do życia i pragnień. Mamy tu postaci, które w odpowiednim stopniu nas odpychają, przerażają, przyciągają, zaciekawiają albo są też osnute aurą tajemniczości do samego końca powieści. Tak naprawdę nic tu nie jest jasne od początku do końca - wszyscy nieustannie czymś zaskakują i dzięki temu, książkę czyta się szybko i z narastającym zainteresowaniem.

Samo zakończenie książki pozostaje nam wiele niedopowiedzeń, przez co koniecznie trzeba sięgnąć po kolejną część, aby dowiedzieć się, jak potoczą się losy Jacindy po tak nieoczekiwanym zwrocie akcji. Psychologia ognioziejki jest przedstawiona wyczerpująco, a narracja z jej pozycji pozwala nam wczuć się w postać, zagłębić się we wszystkie mechanizmy, które nią kierują. Bardzo ciekawie przedstawione relacje między poszczególnymi osobami, każdy ma swoje nadzieje i plany, każdy dąży do czegoś i niemal każdy skrywa jakąś tajemnicę. To właśnie sprawia, że książka jest tak niebywale interesująca.

Ognista potrafi naprawdę zachwycić. Sophie Jordan przedstawiła nam historię o podejmowaniu decyzji, o dążeniu do czegoś, o najbardziej skrytych pragnieniach. Jacinda to istota niezwykła, która próbuje dostosować się do świata, do którego nie pasuje. Wspaniała lekcja, aby nie podążać za czyimś sercem, ale tylko za swoim. Polecam:)

Moja ocena: 5/5

2 lipca 2011

"Czerwona gorączka" Andrzej Pilipiuk

Andrzej Pilipiuk
Czerwona gorączka
Wydawnictwo Fabryka Słów, Lublin 2007

Moje pierwsze spotkanie z panem Pilipiukiem. I znów nie wiem, czy to dobrze, że trafiłam akurat na tę książkę. Może lepiej byłoby pokierować się najpierw opiniami, aby potem wybrać coś dla siebie. Gdy jestem już w bibliotece nie mam już jednak okazji, żeby takimi się kierować, więc pozostaje instynkt i nadzieja, że to będzie coś ciekawego. Tutaj nie było źle, ale do zachwytu długa droga.

Andrzej Pilipiuk to znany autor polskiej fantastyki. Jako archeolog z zawodu, a dodatkowo pasjonat historii, prezentuje nam ciekawe opowieści, w które wplata wizje i obraz sprzed lat w niezwykle wiarygodny sposób. Jedenaście opowiadań, które są zawarte w tym zbiorze, to istna fabryka wyobraźni, bo mamy tutaj: nauczycielkę-psychopatkę, alternatywne rzeczywistości, sterowiec z czasów wojennych z duchami na pokładzie, magię, wspomnienia z czasów PRL-u, choroby i inne, zjawiska, które swoją niecodziennością potrafią pochłonąć czytelnika.

Poziom i charakter opowiadań jest bardzo zróżnicowany. Chociaż większość utrzymuje się w atmosferze wspomnień, powagi i ostatecznej śmierci, bywa tu też czasem zabawnie. „Silnik z Łomży” bez wątpienia wywołuje uśmiech już od pierwszych stron. Jest tu też jednak zaskakująco i magicznie, jak w „Po drugiej stronie”, opowiadaniu napisanym przez Andrzeja Pilipiuka wraz z żoną Katarzyną (jest to chyba nawet jedno z ciekawszych, bardziej zaskakujących i ciekawie przedstawionych opowiadań w tym zbiorze). Równie interesująco wypada „Gdzie diabeł mówi dobranoc”, które ukazuje nam obraz wyjątkowo rozwiniętej Europy, opanowanej przez zacofanych w technologii muzułmanów (choć samo opowiadanie raczej nie należy do zabawnych, sposób przedstawiania aparatów na kliszę i pociągów na drewno przedstawiony jest tu dość humorystycznie). Do mocnych punktów zaliczyłabym też „Zeppelin L-59/2”, czyli opowieść o wspomnianym już sterowcu odnalezionym, odrestaurowanym, teraz zmierzającym do Afryki, na którym pojawiają się widma zmarłej w nim dawniej załogi.

Całość jednak posiada więcej słabych punktów i niestety nie czyta się tego z zapartym tchem, ciekawością i nieustającym pytaniem „co będzie dalej?”. Większość nie zaskakuje ani historią ani zakończeniem i czasem zwyczajnie pragnie się, aby to był już koniec tej opowieści. Pilipiukowi doskonale wychodzi przedstawianie tych nierzeczywistych światów, a jednak brakuje mi w nim czegoś, co pozwoliłoby mi zatrzymać się przy nim na dłużej.

Jestem pewna, że fani Pilipiuka są zadowoleni z tego zbioru, jednak mi nie przypadł on tak do gustu - poza kilkoma wspomnianymi wyjątkami. Pilipiuk to prosty język i trudna historia, dlatego czasem trudno było mi się tu odnaleźć. Interesujące pomysły ze zbyt dużym obszarem nudy.

Pilipiuk - tak. Ten zbiór - niekoniecznie.

Moja ocena 3/5

Czerwona gorączka [Andrzej Pilipiuk]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

Seria o Georginie Kincaid - Richelle Mead

Dziś coś dla miłośników paranormali :)
Seria o Georginie Kincaid autorstwa Richelle Mead, wyd. Amber:
- Melancholia Sukuba
- Pocałunek Sukuba
- Marzenia sukuba
- Namiętność sukuba
- Cienie sukuba



Ponieważ książki te czytałam już jakiś czas temu, zapragnęłam pewnego podsumowania tego, co dziś nazywam moim ulubionym paranormalem. Może niektórzy z Was natknęli się już wcześniej na tę serię. Ze względu na tematykę - bo chyba nie często bohaterką jest sukub - na pewno wyróżnia się ona spośród innych tego typu pozycji. Książki te są wciąż młode, bo pierwsza część pojawiła się na polskim rynku zaledwie rok temu, a ostatnia wciąż jeszcze nie została wydana (nie tylko w Polsce, ale w ogóle - planowana na sierpień tego roku). Dlatego, jeśli ktoś nie miał ochoty jeszcze po nią sięgnąć, zdąży to zrobić zanim ukaże się ostatnia część i zakończenie przygód Georginy.

Na książkę natrafiłam przypadkowo, przeglądając półki w księgarni. W tym czasie dość mocno interesowałam się akurat całą demonologią, dlatego, gdy mój wzrok padł na tytuł mający w nazwie „sukuba”, wiedziałam, że to coś dla mnie. Pierwsze strony przeczytałam chwilę potem, po wyjściu z księgarni, jeszcze zanim dotarłam do domu. Naprawdę to jest coś co wciąga od samego początku!

Już pierwsze strony dają nam to, czego chcielibyśmy oczekiwać od postaci sukuba. Kobieta potrafiąca przybierać najróżniejsze formy, zmieniająca formę bez większego wysiłku, która jednym dotykiem potrafi zmiękczyć wszystkie męskie serca. Kto nie oddałby kilka lat życia w zamian za jeden jej pocałunek?

Georgina Kincaid to jednak nie tylko demon wysysający życie, ale przede wszystkim kobieta, która za błędy popełnione w dawnym życiu, musi teraz pokutować w ciele, które, nie dość, że nie należy do niej, dodatkowo przynosi jej wiele kłopotów. Georgina na co dzień pracuje w księgarni, gdzie nikomu nie musi tłumaczyć się ze swoich paranormalnych właściwości. Sprawy komplikują się, gdy pewnego dnia wkracza tam Seth - utalentowany, niezbyt pewny siebie, a jednak bez wątpienia urzekający pisarz. Nie jest to jednak książka tylko o romantycznej miłości. W Seattle zaczynają się dziać dziwne rzeczy, nieśmiertelni znikają, a potem odnajdywani są martwi. Kto, jak nie właśnie Georgina, najlepiej poradziłby sobie z tajemniczymi morderstwami?

Tak zaczyna się cała przygoda, która potrafi pochłonąć bez reszty. Historia znajomości Setha i Georginy nabiera rumieńców, każdy tom przynosi nam kolejne zagadki do rozwiązania, ujawnia się też dawne życie Georginy, a wszystko to przedstawione zgodnie z naturą sukuba, czyli dość mocno przesiąknięte erotyzmem.

Nie spotkałam się ze złymi opiniami na temat tej serii. Co najwyżej jedne części były bardziej, a inne mniej ciekawe, jednak cały cykl ma naprawdę wielu fanów. Richelle Mead bardzo umiejętnie łączy fantastykę, współczesny świat, kryminalne intrygi i romans. Podobnie, jak inne serie Mead (o których może innym razem), i ta jest warta polecenia.
Jeśli do tej pory nie czytaliście, zróbcie to jak najszybciej:)

Moja ocena to oczywiście 5/5