19 grudnia 2011

No i po losowaniu :)

Witajcie:)

Dziękuję pięknie wszystkim, którzy zgłosili się do mojej wygrywajki. uda się jedynie uszczęśliwić dziś tylko dwie osoby...
Książka Stephena Kinga "Sklepik z marzeniami" (do któego zgłoszeń było naprawdę dużo, więc tym bardziej gratuluję!) biegnie do:

ana-rosemary


A Timothée de Fombelle "Tobi" otrzymuje:

Bożena


Gratuluję z całego serca. Mam nadzieję, że Poczta Polska nie zawiedzie i jeszcze przed świętami będziecie miały je w łapkach:)

A ze swojej strony dodam jeszcze, że strasznie żałuję, że nie mam czasu na czytanie! Mam nadzieję, że w najbliższych dniach, to trochę wolnego pozwoli mi ogarnąć wreszcie to wszystko, co teraz staram się skończyć:)

Wam wszystkim życzę masy czasu, grubaśnych książek i wypchanych biblioteczek!

6 grudnia 2011

Mikołajkowa wygrywajka!

Witajcie, moi drodzy :)

Dużo ostatnio zawirowania i przyczyn mojego nieczytania coraz więcej, a i chęci i czasu nie było ostatnio zbyt wiele. Żeby Kilka Stron Dziennie nie przykryło się kurzem, a także z okazji dzisiejszego dnia Mikołaja, mam dla was wygrywajkę!

Książki te nie były recenzowane jeszcze na moim blogu, ale mam nadzieję, że będziecie chętni.

1. Książka dziecięco-młodzieżowa "Tobi" autorstwa Timothée de Fombelle , dla Was lub na prezent:)

Opis wydawcy:  
W jednej chwili z beztroskiego chłopca musiał stać się bohaterem.
Tobie ma dwanaście lat, półtora milimetra wzrostu i mieszka na... Drzewie. Tak potężnym, że wędrówka od jego korzeni do liści w koronie zajmuje zamieszkującym je maleńkim istotom długie miesiące. Mieszkańcy żyją w dziuplach i szczelinach na gałęziach, jeżdżą na oswojonych mrówkach, wykorzystują do pracy ogromne chrząszcze i muszą się bronić przed niebezpiecznymi dla nich pająkami, ważkami i ... biedronkami.
Teraz jednak Tobiemu zagraża inne niebezpieczeństwo. By uratować rodziców porwanych przez bezlitosnego Jo Mitcha musi stawić czoła brutalnym bandziorom, wymyślić doskonały plan i działać szybciej niż jego przeciwnicy. Czeka go niezwykła, trzymająca w napięciu przygoda, podstępne pułapki i pościgi od mrocznych, wilgotnych korzeni po najwyższe słoneczne gałęzie. 

2. Stephen King, którego przedstawiać nie trzeba - "Sklepik z marzeniami"

Opis wydawcy:  
Tajemniczy przybysz z Europy, Leland Gaunt otwiera w Castle Rock sklep, w którym można kupić "wszystko, o czym zamarzysz". Ceną za zrealizowanie marzenia nie są jednak pieniądze, lecz spłatanie współobywatelowi pozornie niewinnego figla. W rzeczywistości, spełniając ludzkie pragnienia, Gaunt niewoli dusze swoich klientów. Żaden bowiem nie potrafi wyzwolić się z mocy swoich spełnionych marzeń, znieść myśli, że mógłby utracić to, co udało mu się zdobyć jakimś cudem. Tylko Pangborn, miejscowy szeryf, będzie próbował przeciwstawić się przybyszowi. Czy bez pomocy sił nadprzyrodzonych uda mu się odnieść zwycięstwo w walce z czarna magią? Jaka cenę przyjdzie mu zapłacić? Pangborn ma także pewną słabość - bardzo chciałby poznać sekret tajemniczej śmierci swojej żony i dziecka...

Szczegóły:
Książki są dwie. każdy może zgłosić się do jednej lub do obu - losowania będą dwa, do każdej z osobna. Jesli ktoś nie napisze, na którą książkę się decyduję, uznaję, że zgłasza się do jednej i drugiej.
Losowanie zaczyna się dziś, kończy 19 grudnia o godz. 20. Potem wylosuję zwycięzców, a następnego dnia książki wyślę priorytetem, aby jeszcze spokojnie przed świętami każdy miał je w rękach, w razie, gdyby chciał je komuś sprezentować.

Powodzenia i miłego wieczoru:)

Anonimowych i osoby bez podanego maila w profilu 
proszę o pozostawienie adresu mailowego!:) 

 

29 listopada 2011

"Niebo jest wszędzie" Jandy Nelson

Jandy Nelson
Niebo jest wszędzie
Wydawnictwo Amber, marzec 2011


Mówią, że niebo jest wszędzie. Nie musisz zadzierać głowy do góry, by je zobaczyć. Ono zaczyna się u twoich stóp i tylko od ciebie zależy czy je dojrzysz. Świat czasami wydaje się kończyć, ale i tak jest pełne miejsc, do których warto powracać. Chociaż łatwo jest się pogubić, wystarczy otworzyć oczy. Przekonać się, że nasze niebo jest na wyciągnięcie ręki. Nie komplikować drogi do niego. Uważać, by nie stracić go z oczu.

Życie Lennie rozbiło się na miliony kawałków, gdy umarła jej starsza siostra. Brakuje jej każdej chwili spędzonej razem. Teraz utrwala je na listach, które umieszcza w różny miejscach, jak fragmenty pamiętnika, które ma zabrać ze sobą świat. Jej siostra miała jednak też swoje sekrety i trudno jest zrozumieć, że nie powiedziała o nich Lennie. Teraz, gdy już jej nie ma, dziewczynie wydaje się, że chłopak jej siostry, Toby, jest jedynym który naprawdę potrafi ją zrozumieć. On przecież tak samo był częścią serca Bailey, więc muszą być ze sobą, aby swoje serca utrzymać w jednym kawałku. Lennie czuje się rozdarta pomiędzy Tobym, który łagodzi jej ból, a Joe, który zdaje się być wszystkim, czego zawsze szukała.

Sama historia była dla mnie jak puzzle, które mogłam układać kawałek po kawałku. Opowieść przeplatana listami, rozrzuconymi po świecie Lennie, dają nie mniej powodów do zachwytu i refleksji niż sam ciąg wydarzeń. Tak naprawdę to masa myśli, przeżyć Lennie, o których nie mówi głośno. Zamyka się w swoim pokoju, ucieka do różnych samotni, a tylko te listy są wyrazem tego, co czuje naprawdę.

Styl pisania przypomina mi bardzo „Światła pochylenie” Laury Whitcomb. Jest tak samo piękny, zjawiskowy i ogromnie refleksyjny. Wspaniale czyta się takie książki, które wprowadzają światło do każdej zwyczajnej chwili, zamieniają najprostsze zachowania w najcudowniejsze chwile. To nie są jednak podobne historie, bo tutaj, za równie przyciągającym językiem, kryje się odrobinę więcej niepoprawnych zachowań, błędów, ukrywanych żali i niewypowiedzianych słów. Tutaj wszystkie dzieje się naprawdę i chyba to jest najpiękniejsze.

Książka spodoba się każdemu, kto oczekuje prostej historii z magicznym morzem uczuć i przemyśleń. Bardzo refleksyjna, ale bardzo łatwa w odbiorze i mocno zapadająca w pamięć. Takich książek nam potrzeba jak najwięcej, bo zmieniają wszystko. Ukazuje problem całkiem zwyczajny, a jednak nadaje mu wyjątkowych, urzekających barw. Nie sposób przejść obojętnie obok tak pięknej historii. Ona naprawdę udowadnia, że niebo jest wszędzie.

20 listopada 2011

"Gorzej niż martwy" Charlaine Harris

Charlaine Harris
Gorzej niż martwy, t. 8
Wydawnictwo MAG, październik 2011

Ósmy tom przygód o Sookie i aż chciałoby się zapytać, ile jeszcze? O tyle, o ile pierwsze tomy miały w sobie jakąś świeżość i naprawdę pochłaniały, teraz już nie ma się czym zachwycić. Długi opis z tyłu książki już przedstawia nam kilka różnych wątków, ale nie mówi nic konkretnego. No bo o czym właściwie jest ten tom? Co spotka Sookie w ósmej części? Właściwie teraz, kiedy już ją przeczytałam, sama nie potrafię znaleźć odpowiedzi na to pytanie...

Ostatnie miesiące dla nadnaturalnej społeczności Luizjany nie były przyjemne. Najpierw zaatakował z niszczycielską siła huragan Katrina, a potem w hotelu w Rodhes, gdzie odbywało się wampirze spotkanie, została podłożona bomba. Wampiry, ludzie i zmiennokształtni leczą teraz swoje rany po tej długiej walce. Quinn, tygrysołak, z którym spotykała się Sookie, zniknął i nie daje znaku życia od tamtych dni. Dodatkowo zaczynają ginąć wilkołaki, a do Luizjany przybywają nowe społeczności wampirów, które chcą przejąć władzę. Nadnaturalny świat ma już nigdy nie być taki sam.

Ta część jest chyba pierwszą, o której trudno napisać cokolwiek pozytywnego. Książka jest pisana tak, jakby brakowało już na nią pomysłów, a była jedynie zbędnym przedłużeniem serii, wyłącznie dla zysku. Tutaj mamy masę małych wątków, które nie wnoszą wiele do całej historii. Nie jesteśmy zaskakiwani niczym, a powieść z wciągającej paranormalnej historii, zrobiła się nadnaturalną powieścią obyczajową. Wolny, jednostajny rytm, który nie ma w sobie już nic wspaniałego.

Książkę czyta się szybko, chociaż nie pochłania w żaden sposób. Dialogi są proste, czasem nawet zbyt banalne, i przywodzą raczej na myśl amatorską twórczość do szuflady niż kontynuację jednego z bardziej rozpoznawalnych wampirzych paranormali. Książka zapewnia nam masę wydarzeń, ale wszystkie są mało istotne i raczej nieciekawe. Pojawienie się pradziadka Sookie, ciągnące się ślubne wydarzenia i rozwodzenie się na temat tego, jak Sookie pięknie wygląda w sukience. Bill pojawiający się co chwilę zapewniający naszą bohaterkę, że tylko ona się liczy, po czym znów odchodzący gdzieś w ciemność. Nawet Eric już nie zachwyca, a zwyczajnie jest. Alcide natomiast od trzech tomów raczy nas rolą zawiedzionego i rozzłoszczonego wilczka, który do tej pory nie może wybaczyć Sookie przeszłości.

Zupełnie niezrozumiałe zachowania bohaterów, którzy w jednej chwili tryskają optymizmem, by zaraz rozsadzała ich złość. O tyle, o ile cieszyć może zniknięcie Quinna, który nie zyskał sympatii wielu, nie ma tutaj już niestety żadnej dobrze przedstawionej postaci męskiej. Błędem Harris było wprowadzanie niemalże w każdym tomie nowego mężczyzny dla Sookie. Teraz mamy ich pełno, a każdego mamy już dosyć.

To chyba bardzo dobry przykład, że serie nie powinny mieć więcej niż 5-6 tomów. Gdy pomyślę, że do cyklu o Sookie Stackhouse zaplanowano ich trzynaście, boję się myśleć, co czeka nas następnym razem. Czytając tę część, wyraźnie czuje się, że była ona napisana na siłę. Szkoda, że tak dobry pomysł z kolejnymi częściami będzie pozostawiał po sobie coraz gorsze wrażenie. Właściwie ciężko polecić go nawet fanom serii o Sookie, Czystej Krwi czy też samej Harris, bo chyba każdy zauważy, że to już nie to. Całej reszcie odradzam.

Sookie Stackhouse. Gorzej niż martwy [Charlaine Harris]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

17 listopada 2011

"Ciemności, weź mnie za rękę" Dennis Lehane

Dennis Lehane
Ciemności, weź mnie za rękę
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, sierpień 2011


Właściwie dopiero kilka dni temu zorientowałam się, że „Ciemności weź mnie za rękę” to druga część cyklu stworzonego przez Dennisa Lehane. Książka przeleżała na mojej półce od sierpnia, czekając na swoją kolej, a jednak wciąż nie czułam się przekonana. Już z okładki dowiadujemy się jednak, że nawet Stephen King mówi: „nie wyobrażam sobie, żebym mógł przegapić któryś z kryminałów Dennisa Lehane'a”. Może więc to wystarczająca rekomendacja? Kontynuacja cyklu o Patricku Kenzie i Angeli Gennaro, rozpoczęta powieścią „Wypijmy, nim zacznie się wojna”.

Detektywi Kenzie i Gennaro zostają poproszeni o rozwiązanie pewnej tajemniczej sprawy. Znana psycholog obawia się o swoje życie. Najpierw nieznana jej dziewczyna prosi ją o pomoc, czując zagrożenie ze strony swojego chłopaka, ale szybko okazuje się, że przedstawiła jej się fałszywym nazwiskiem i teraz nikt nie może dociec, kim była naprawdę. Potem otrzymuje ostrzeżenie, zdjęcie swojego syna, który najwyraźniej stał się celem psychopatycznego mordercy. Detektywi szybko pozwiązują te zdarzenia z kolejnymi morderstwami, gdzie ktoś krzyżuje swoje ofiary. Bohaterowie cofają się także do przeszłości, która już wtedy kryła w sobie wiele odpowiedzi na wciąż pojawiające się śmiertelne zagadki.

Ostatnio sięgam po wiele kryminałów i chyba z każdym kolejnym czuję się coraz mniej zaskoczona. Tutaj pomysł na pewno przyciąga, choć kolejny ciągnący się cykl może odstraszać. Zapewniam was jednak, że poprzednia część nie jest konieczna, aby dobrze bawić się z „Ciemności...” i zrozumieć ją bez przeszkód. Możecie sięgnąć po drugą część albo zacząć od początku, i nigdy nie obawiać się o nieuzupełnione informacje. Przyznam, że tytuły obu części mają w sobie coś magicznego i przyciągającego...

Historia całkiem nieźle. Ilość czarnych charakterów jest tu całkiem pokaźna i chyba dzięki temu właściwie nie można odkryć sprawcy całego tego zamieszania. Nie tylko morderstwa są tutaj ciągłą zagadką. Po drodze detektywi napotykają wiele niespodzianek, które nie zawsze ściśle wiążą się z zabójstwami, ale głównie z ich życiem. Morderca bawi się z detektywami, podsuwając im nowe tropy, nieraz wprowadzając w błąd, zaskakując swoimi brutalnymi pomysłami.

Wiodący motyw kryminalny ma tutaj towarzystwo w postaci dobrze rozwiniętej charakterystyki bohaterów. Właściwie co rusz napotykamy się na odniesienia do ich przeszłości, wspomnienia, a także aktualne życie rodzinne czy uczuciowe. Może odrobinę dziwić fakt, że niemal połowa bohaterów w tej powieści byłą rozwiedziona - jednak przecież wszystko miało tutaj swój cel. Nawet jeśli to akurat nie wypada zbyt realistycznie.

Podsumowując, trzeba przyznać, że historia stworzona jest w sposób niezwykle wciągający, z niewielką możliwością odgadnięcia zagadki, nie wymaga znania poprzedniej części cyklu, bohaterowie są skonstruowani fantastycznie i aż chce się wiedzieć, co będzie dalej, jak to wszystko się skończy no i kto tak naprawdę jest winny. Czterysta stron czyta się naprawdę szybko dzięki temu, że wciąż coś się dzieje i powieść nie pozwala się nudzić. Wysoki poziom, wielki ukłon w stronę autora, polecam!

13 listopada 2011

"Kiki van Beethoven" Eric-Emmanuel Schmitt

„Nostalgia? Nie. Gniew. Niechęć. Nienawiść. Słuchanie muzyki czterdzieści, pięćdziesiąt lat po tym, gdy się ją usłyszało po raz pierwszy, to większe okrucieństwo niż przyglądanie się w lustrze sobie i swojemu zdjęciu z młodości: widać, w jakim stopniu człowiek się zmienił, ale wewnątrz”.

Eric-Emmanuel Schmitt
Kiki van Beethoven
Wydawnictwo Znak, listopad 2011

Eric-Emmanuel Schmitt zdaje się za każdym razem pokazywać mi od innej strony. O tyle, o ile wcześniej spotykałam się z jego książkami, które były jedynie opowieściami o ludziach, którzy docierają gdzieś w głąb siebie, odkrywając to, co wcześniej było im obce, a może zwyczajnie ukryte, o tyle tutaj otrzymałam prawdziwie osobiste zwierzenia autora. Trudno jednak przeczytać te książkę, i nie zacząć zastanawiać się nad własnymi emocjami, nad własnym życiem, nawet jeśli Beethoven nigdy nie bywał w naszych sercach na dłużej.

Książka to dwie historie. Pierwsza opowiada o Kiki van Beethoven, 60-letniej kobiecie, mieszkającej w domu starców, która z pozoru wydaje się być szczęśliwa. Dopiero, kiedy nabywa maskę przedstawiającą Beethovena, zdaje sobie sprawę, że nie słyszy. Wraca pamięcią do przeszłości, gdy kompozytor był tak ogromną częścią jej życia, gdy każda rzecz w nim związana była płynąca muzyką. Teraz już zapomniała o nim, zakopała gdzieś myśli o nim i przez wiele lat nie wracała do nich. Razem ze sowimi przyjaciółkami odbywają podróż w głąb siebie, szukają przyczyny milczenia Beethovena. Podczas tej podróży odkrywają, że każda z nich tłumi w sobie jakiś ból, z którym nie chciała się zmierzyć, o którym chciała jedynie zapomnieć. Beethoven ma im pomóc zmierzyć się z tym, co było, i znów słyszeć jego muzykę.

Druga opowieść „Kiedy pomyślę, że Beethoven umarł, a tylu kretynów żyje” to już osobista podróż Schmitta. Tutaj zawarł właściwie całą historię swojego życia, całkowicie duchowe, najbardziej emocjonalne spojrzenia na muzykę, na przeżycia, którymi teraz się z nami dzieli. Po latach trafia do muzeum, w którym napotyka na wystawę poświęconą Beethovenowi. Od tej chwili wciąż pyta siebie dlaczego? Dlaczego zapomniał o Beethovenie? Wraca myślami do pierwszych chwil, kiedy się z nim spotkał. Gdy jego nauczycielka powiedziała właśnie to zdanie: „Kiedy pomyślę, że Beethoven umarł, a tylu kretynów żyje”, a on zaczął zastanawiać się, czy kto tak naprawdę umarł, Beethoven czy my?

To bardzo refleksyjny rozdział, który odsłania wszystkie myśli autora. Analizuje on, dlaczego Beethoven zniknął z jego życia i co zrobić, by powrócił. Odnosi się do życia kompozytora, zaznaczając, że mimo całej samotności, licznym nieszczęściom, które go spotykały, potrafił napisać „Hymn do radości”. Próbuje także skonfrontować Beethovena z Mozartem. Zauważa, że o tyle, o ile Mozart oddaje nam wspaniałe, bezbłędne, idealne już przy pierwszej nucie partytury, Beethoven zostawia tyle samo partytur, co brudnopisów, kreśląc i zmieniając coś o chwilę. Mozart ma dawać nam produkt swojej duszy, Beethoven natomiast oddaje nam całą duszę.

Książka ta opowiada nie tylko o muzyce, ale przede wszystkim o spojrzeniu na świat z punktu widzenia muzyki. Mówi o radości, o miłości, o optymizmie, o ludziach, którzy uciekają od szczęścia, a także o tych, którzy z biegiem czasu stają się tacy jak wszyscy, zapominając o przeszłości, o tym, co było ważne, idą po prostu z tłumem, bo piękno jest dla nich nie do zniesienia. Wyjaśnia, że mamy żyć tak, aby nie stawać się nieśmiertelnym, ale odnaleźć się w naszej doli, zaakceptować kruchość, słabość, porzucić złudzenie, że wszystko wiemy, zwrócić się ku humanizmowi.

To bardzo emocjonalna, mocno filozoficzna książka, pełna refleksji autora, ale wciąż też skłaniająca nas do własnych przemyśleń. Autor do książki dołącza na płytę z sześcioma utworami Beethovena. Zaznacza też, abyśmy najpierw przeczytali książkę, słuchając owych kompozycji, a potem posłuchali samych utworów, tworząc z nimi swoją własną historię. Tym sposobem chce być łącznikiem pomiędzy nami a Beethovenem, zapewniając nam podróż w głąb siebie.

„Kto umarł, Beethoven czy my?”

9 listopada 2011

"Gdański depozyt" Piotr Schmandt

Piotr Schmandt
Gdański depozyt
Wydawnictwo Oficynka, październik 2011


Gdańsk po raz kolejny w swej zagadkowej postaci, która jednak i tym razem zaskakuje. Co takiego skrywa w sobie to miasto, że potrafi stworzyć tak niewyobrażalny klimat, atmosferę idealną dla kryminalnych wydarzeń, najlepsze tło dla wciągających zagadek? Tym razem Gdańsk poprowadzony kolorami sepii, ale z przewagą czerni, w której kryje się tajemnicza intryga z niezliczoną ilością zagadek. Co tak naprawdę jest powodem całego zawirowania?

Informacja o gdańskim depozycie zdążyła zainteresować wiele osób, po kolei wplątując ich w ciąg niecodziennych, a zarazem niebezpiecznych zdarzeń. Czym jest ten pożądany skarb? Do kogo należał? Gdzie znajduje się dziś? Te pytania spędzają sen z powiek kolejnych osób, które starają się do niego dotrzeć. Nie ma znaczenia tu niewinność, przykładność, a nawet niewiedza, gdy coraz więcej osób zdaje się być zamieszanych w zagadkę. Trudno jest trzymać się z daleka od wydarzeń, które zamieniają spokojne życie w wydarzenia pełne zagrożenia i rosnącej niepewności.

To nie jest lekka, swobodna lektura na długie jesienne wieczory. Tak naprawdę cała historia jest tak precyzyjnie skonstruowana, że chwila nieuwagi może sprawić, że wydarzenia pozostaną niejasne. Tutaj, zupełnie jak bohaterowie, nieustannie musimy być skupieni i uważni, mieć na oku wszystkich uczestników, śledzić każdy ich ruch i z uwagą przyglądać się kolejnym wydarzeniom. One zmieniają się co chwilę, zaskakując swoim biegiem.

Bohaterowie zmieniają się nieustannie na naszych oczach. Na wielkie uznanie, z mojego punktu widzenia, zasługują tu postacie kobiece. Nawet jeśli z pozoru wydawałoby się, że niewiele ich różni, każda jest całkowicie odmienną, na swój sposób wyjątkową osobowością, która wprowadza swój element zamieszania do historii. Bohaterowie zaskakują nas w różny sposób, zabawnym czy swobodnym podejściem do życia, zdumiewającym konserwatyzmem lub przesadną przykładnością. A tak naprawdę żadna z tych osób nie jest tak prosta w rozszyfrowaniu, bo pod utrzymywanymi pozorami kryje się często wiele potrzeb, kombinacji i knowań. Doprawdy każdy odgrywa tu wielką rolę, wprowadzając kolejne komplikacje w całą kryminalną historię.

To wydarzenia, które wprowadzają w życie zwykłych ludzi wiele zawirowań. Sprawiają, że porządek i spokój zamieniają się w wyścig z czasem. Kryminalna historia wplata się w życie każdej postaci, nie pozostając jednak w oderwaniu od ich życia, od słabości, oczekiwań i akcentowania własnych osobowości. To sprawia, że jeszcze mocniej sami zagłębiamy się w lekturze, chcąc poznać nie tylko odpowiedzi dotyczące skarbu, ale także życie mieszkańców przedwojennego Gdańska.

Kryminał dla prawdziwych entuzjastów gatunku, którym nie straszne wielkie wyzwania. Wymagająca ogromnej uwagi od czytelnika, ale stworzona z niezwykłą precyzją historia, która zaskakuje na każdym kroku. Bohaterowie, wśród których co chwilę ktoś inny staje się panem sytuacji. Bieg wydarzeń, który nie pozwala na oderwanie się od treści, przed poznaniem zakończenia. Tajemniczy, klimatyczny Gdańsk, który jest doskonałym tłem dla ucieczek pogoni, morderstw i pożądanego skarbu. Nie sposób przejść obojętnie, polecam!


Dziękuję pięknie:)

Gdański depozyt [Piotr Schmandt]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

4 listopada 2011

"Dziewczyna, która pływała z delfinami" Sabina Berman

Sabina Berman
Dziewczyna, która pływała z delfinami
Wydawnictwo Znak, 2011


„Dziewczyna, która pływała z delfinami” to książka, po której nachodzi refleksja, że najwięcej czują ci, którzy zdają się nie czuć nic. Jak to jest, nie znać ani szczęścia, ani radości, ani smutki, ani żalu, nie potrafić nawet prosto stwierdzić, czy jesteśmy zadowoleni, czy aktualny stan rzeczy nam się podoba, czy pragniemy zmian? Nie czuć tego wszystkiego, a mimo to tak mocno rozumieć sensy słów, które uczą współczesnego człowieka darwinizmu i mówić „myślę, więc jestem”. Jak to jest widzieć najdrobniejsze szczegóły, których inni zdają się nie zauważać lub omijać przez swoją bezużyteczność. Ona widziała to wszystko.

Karen to dziewczynka, która myśli i czuje inaczej niż wszyscy. Autyzm sprawił, że uczucia radości, smutku i miłości są jej obce. Uczy się życia, rozpoczynając od prostego „Ja”, przez wszystko, co ja otacza. Lampa, stół, krzesło. Karen, Isabelle, Grubaska. Do teraz, po 32 latach wciąż wątpi, że ktoś inny, oprócz niej, może być „Ja”. Opowiada nam swoją historię z perspektywy swojej dorosłości, mówiąc o tym, jak ciotka Karen wróciła ją do życia, ucząc nowych słów i pomagając radzić sobie z ludźmi i ze światem.

Książkę przedstawia się nam jako opowieść na miarę bestsellerowego „Foresta Gumpa”. Sama nie czytałam tej powieści, a jest mi znana jedynie z filmu. Sama nie wiem, co ma znaczyć ten zabieg. Zazwyczaj podobne polecenia odpychają mnie od siebie, zamiast przyciągać. Może dlatego, że zwykle nie dorastają do pięt powieściom, do których są przyrównywane. Po „Dziewczynę, która pływała z delfinami” chciałam jednak sięgnąć od dawna, widząc tu ciekawą historię o dziewczynce, która uczy się życia, która uczy się kochać i być pośród innych.

Książka to bardzo przyjemna lektura, która pokazuje nam świat widziany oczami dziewczyny z autyzmem, która widzi świat w sposób, w jaki zwykli ludzie nigdy nie będą stanie. Pokazuje nam niezwykłe spostrzeżenia, głębokie analizy najbardziej znanych myśli, prawdziwą podróż w głąb umysłu, wrażenia wobec świata i ludzi. Ukazuje Karen wkraczającą w świat korporacji, która po latach intensywnej nauki, stała się inteligentną i silną kobietą, potrafiącą poradzić sobie z podejmowaniem trudnych decyzji.

Nie da się zaprzeczyć, że książka pokazuje nam kawałek interesującego świata i myśli, które w jakiś sposób potrafią zainteresować i zachwycić. Wszystkie wydarzenia z czasu dorastania Karen są wspaniale opisane i pozwalają nam wciąż odkrywać coś nowego, zaskakującego. Opowieść jednak nie była tym, czego się spodziewałam. Chyba jej czytelnicy dzielą się na takich, których książka zachwyciła bez reszty, i takich, którzy czuli lekki zawód podczas wydarzeń rozgrywających się pod szyldem korporacji zajmującej się połowem i przetwórstwem tuńczyków. Aż chciałoby się zapytać: gdzie są te delfiny, które w tak piękny sposób przemawiają do nas z okładki, a dzięki którym tylko pewnie wiele osób sięgnęło właśnie po tę książkę?

Chciałabym więcej tych nietypowych refleksji, a mniej historii tuńczyków, chociaż nadal uważam, że książka jest warta przeczytania. Tak niepowtarzalnego spojrzenia na świat nie sposób zignorować. Choćby on jest tu warty zauważenia. Polecam!

31 października 2011

"Tajemnicza historia wampirów" Claude Lecouteux

Claude Lecouteux
Tajemnicza historia wampirów
Wydawnictwo Bellona, 2011


Wampiry dziś głównie znamy z opowieści paranormalnych, których pewnie niejeden czytelnik ma już powyżej uszu. Przybywają zewsząd, pod każdą postacią i chyba już nawet nie wzbudzają takiego strachu jak jeszcze kilka lat temu. A skoro przybywają zewsząd, to skąd dokładnie? Gdzie możemy szukać ich początków? Czy wampir sprzed stu lat wyglądał tak samo jak dzisiejszy jego rozpowszechniony i bardzo popularny wizerunek? I kto tak naprawdę był twórcą mitu wampira, kiedy pojawił się po raz pierwszy i jak bardzo odbiegał od współczesnego wzorca?

Książka profesora Lecouteux pozwala nam poznać odpowiedzi na te i inne pytania. Na pewno miłośnicy wampiryzmu, pochłaniając kolejne książki, nieraz zastanawiali się nad ich początkiem. Tutaj jednak, w tym bardziej naukowym podejściu, nie znajdziemy już powtarzalnych historii, od których chyba coraz częściej staramy się uciec. Poczynając od przedstawienia Lecouteux pokazuje nam prawdziwą historię wampirów, które pojawiły się przed kilkoma wiekami, stając się istotą z pogranicza życia i śmierci, która niekoniecznie mieściła się we współczesnej konwencji.

Odnajdziemy tutaj także sposoby opisywania wampirów w poszczególnych książkach, ich ekranizacjach i samodzielnych produkcjach filmowych. Lecouteux zbierając cały ten materiał pokazuje różnice pomiędzy tymi wizerunkami, a także łączące ich cechy. Sięga do najstarszych podań i opowieści spisanych bądź zasłyszanych (czasem wciąż pojawiających się w danym regionie jako mit), które ubarwiają i dopełniają całości. Tak naprawdę te krótkie przypowieści o tym, jakoby dawniej ktoś padł ofiarą wampira, potrafią przerazić bardziej niż pełna współczesna opowieść o wampirach. Może dlatego, że to w końcu część wierzeń, która zakorzeniona była w umysłach ludzi kilkadziesiąt, kilkaset lat temu, a nie jedynie fikcja literacka.

Poza nawiązaniem do współcześnie znanych wizerunków wampirów, poza dużo bardziej ciekawymi odniesieniami do początków tych nieumarłych istot, Lecouteux zawarł tutaj także pewną kategoryzację, dzieląc wampiry według ich cech - tutaj znajdujemy takie nazwy jak przywoływacz, kołaczący, gość, dziewięciobójca i inne; a także ich podział ze względu na utrzymujące się nazewnictwo - np. wilkołaki, grobniki, nosferatu, moroiu i inne. Każdy rodzaj wampira jest tutaj wyczerpująco opisany, mamy nawiązujące do nich krótkie opowieści, które pozwalają nam zobrazować sobie treść, a także etymologię nazw, ich odmiany i różnice w różnych kulturach.

Myślę, że ta książka znalazłaby swoich fanów także wśród tych, którzy nie pasjonują się współczesnymi paranormalnymi horrorami o wampirach. Tutaj nie mamy banalnych, powtarzalnych opowieści, ale naukowe spojrzenie, odniesienia do kultur, do wierzeń, do historii, które czyta się z coraz większym zainteresowaniem i przyjemnością. To wspaniała praca badawcza, obejmująca wszystkie najważniejsze tematy wampiryzmu, opisująca je wyczerpująco i przy tym opatrująca je zawsze pomocnymi przykładami.

Bardzo ciekawa lektura dla fanów wampirów, a także osób lubiących zagłębiać się w dawną kulturę i wierzenia, które dla nas dziś nieprawdopodobne, dawniej dominowały ludzkie umysły. Polecam wszystkim:)

Za książkę dziękuję pięknie

29 października 2011

"Psychopaci są wśród nas" Robert D. Hare

Robert D. Hare
Psychopaci są wśród nas
Wydawnictwo Znak, 2006


Jak to studentowi nie często zdarza mi się sięgać po książki naukowe [sic!], chociaż czasem i na takie mam wielką ochotę, zwłaszcza, jeśli mogę czytać je dobrowolnie, z własnej woli. "Psychopaci są wśród nas" zaciekawiło mnie już samym swoim tytułem już jakiś czas temu i nie mogłam oprzeć się, aby po tę książkę nie sięgnąć. To temat ciekawy, zwłaszcza w sposobie, w jaki ujmuje go Robert D. Hare, udowadniając, że ci ludzie naprawdę żyją dookoła nas, nawet jeśli my sobie tego nie uświadamiamy. Poruszony tu został trudny problem choroby umysłowej, który każdy z nas powinien odkryć, by zyskać choć minimum obrony.

Książka jest ciekawa głównie dlatego, że nie przedstawia nam tylko suchych faktów, choć, jak wspomniałam, jest to ich naukowe ujęcie. Tutaj jednak pełno mamy mini-historii prawdziwych, w których bohaterami są właśnie ludzie uznani za psychopatów. Książka w ciekawy sposób ukazuje jak rozpoznać psychopatę w naszym otoczeniu, jak zrozumieć zasady ich działania, czynów całkowicie nieracjonalnych, a także poznać ich nieemocjonalne podejście do życia, z którego także oni nie zdają sobie sprawy. Robert D. Hare pokazuje, że psychopaci to nie te osoby, które (jak chyba często się dziś uważa) są spokojne (bo wciąż coś ukrywają), ale ci bardzo towarzyscy, wygadani, którzy potrafią tak manipulować swoim rozmówcą, że ten nie zauważy, kiedy wpadnie w ich sidła.

Książka w prosty sposób pozwala zrozumieć nam, jak działa umysł psychopaty, dlaczego jego działania są tak często brutalne i zawsze na przekór prawu, i dlaczego oni sami nie zdają sobie z tego sprawy. Tak częstą odpowiedzią na pytanie „dlaczego to zrobiłeś?” jest zwyczajne „musiałem i już”. Robert D. Hare pokazuje, że psychopaci nie zdają sobie sprawy, że ich czyny są tak bardzo szkodliwe, często przekraczają nawet granice zwykłego odwetu (np. za pobicie za przypadkowe trącenie na ulicy), głównie dlatego, że nie mają wykształconej empatii. Cechuje ich zawsze skrajny egocentryzm i całkowita obojętność wobec innych.

Znajdziemy tu wiele treści szokujących. Do takich należą opowieści o małych, kilkuletnich dzieciach, które już od maleńkości wydają się posiadać psychopatyczne zaburzenia. Także uświadomienie, że psychopaci często wydają się być dla nas całkowicie normalnymi osobami, z jedynie przesadnym zapatrzeniem w siebie i dużą erudycją, a tak naprawdę to tylko kreowany przez nich wizerunek, w który chcą żebyśmy wierzyli i udaje im się nas do tego przekonać.

Książka pokazuje także, jak rozpoznać psychopatę, jak reagować, gdy dzieci zachowują się w niepokojący sposób i jak uchronić się przed psychopatami w naszym otoczeniu. Mimo że to książka naukowa, pisana jest bardzo przystępnym językiem, a mnogość historii prawdziwych wzmacnia nasze zainteresowanie i chęć, by czytać dalej. Jedynym minusem jest to, że autor powtarzał wiele teorii w kolejnych rozdziałach, przez co czasem konieczne było przejście przez to, co już wiemy. Nie zaważyło to jednak na mojej całościowej opinii.

Książka dość przerażająca, a jednak uświadamiająca wiele. Ciesze się, że po nią sięgnęłam, bo miło poznać tak ciekawy temat związany z psychologią człowieka. Myślę, że niejedna osoba znalazłaby tu coś dla siebie i wciągnęłaby się bez reszty. Polecam wszystkim:)

28 października 2011

"Wieża Sokoła" Katarzyna Rogińska

Katarzyna Rogińska
Wieża Sokoła
Wydawnictwo Oficynka, 2011


Na mojej półce brakowało mrocznego thrillera, który potrafiłby zmrozić swoją treścią. Często sięgam po horrory, które jednak mają w sobie więcej niecodziennej fantazji, przy której uświadamiamy sobie ich nieprawdopodobność. Thrillery zaskakują tym, że są bliżej naszego świata rzeczywistego, a umieszczanie w nich psychopatycznych morderców znacznie przybliża nas do strachu. To pierwsza książka Katarzyny Rogińskiej, po którą sięgnęłam, i przyznaję, że udało jej się zapewnić nie lada wrażenia.

Dymitra to młoda Greczynka, która na swojej drodze napotkała wiele przeciwności. Po niezdanej maturze rodzice wyrzucili ją z domu, a ona musiała oddać się ciężkiej fizycznej pracy, której nie znosiła. Gdy poznaje Edwarda, turystę z Polski, i dowiaduje się, że ma chorą żonę, którą nie zawsze ma czas się zająć, postanawia jechać z nim do Gdańska i się nią opiekować. W tym zimnym dla niej kraju chce udowodnić ojcu, że potrafi sobie poradzić. W trakcie jej pracy rodzi się uczucie do Edwarda, jego matka zdaje się jej nienawidzić, a Ewa, jego żona, ostrzegać przed jakimś niebezpieczeństwem. Dymitra jednak nie mogła wtedy przewidzieć, jak dalej potoczą się jej losy i jak chore fantazje z jej udziałem będą się powoli spełniać.

Książkę czytałam z rosnącym przerażeniem, bo obraz mężczyzny mającego tak sadystyczne tajemnice, nie pozwala podejść do tej treści obojętnie. Bohaterowie są stworzeni świetnie. Dymitra była zwyczajną dziewczyną, która tak bardzo chciała udowodnić swoją przydatność, że zaufała Edwardowi bez żadnych uprzedzeń. Tak naprawdę każdy ujawnia tutaj swoje fantazje, a przedstawienie historii bohaterów pomaga nam bliżej poznać ich ewolucję od zdawałoby się niewinnych postaci, do prawdziwych psychopatów. Widzimy także jak Dymitra z naiwnej nastolatki zmienia się w dziewczynę, która teraz tęskni za tym, od czego wcześniej chciała trzymać się z daleka.

W książce na pewno zadowoli nas panująca atmosfera. Niemal czujemy cały strach bohaterów i tak samo jak oni oczekujemy końca tych strasznych zbrodni. Brutalność jest tu przedstawiona w taki sposób, że naprawdę w nią wierzymy i naprawdę ona nas przeraża. Właśnie dzięki temu powieść czyta się z rosnącym zainteresowaniem, ale też niezrozumieniem dla tak bestialskich zachowań postaci, zupełnie jakby naprawdę były one rzeczywiste.

O tyle, o ile dwie pierwsze części były nakreślone w mistrzowski sposób, o tyle część trzecia odrobinę mnie zawiodła. Tutaj już zabrakło mi tej trzymającej w napięciu atmosfery, pewnej poważnej historii, która zamieniał się w dość swobodną opowieść, która ma jedynie doprowadzić wszystko do końca. Myślę jednak, że nie odbiera to urokowi całości i nadal książka pozostawia po sobie wyśmienite wrażenie dobrze skonstruowanej powieści o nietuzinkowej historii, stale zaskakującej przebiegiem wydarzeń.

„Wieżę sokoła” warto przeczytać, bo sposób wykreowania bohaterów, panujący nastrój i sama historia mrożąca krew w żyłach, jest naprawdę niesamowita i przerażająca, a poza tym napisana w świetnym stylu. Polecam wszystkim lubiącym thrillery psychologiczne dopracowane w najdrobniejszym szczególe, które bez przerwy czymś zaskakują i niezmiennie przerażają. Mroczna książka warta przeczytania, wstrząsająca swoim realizmem. Polecam!

Bardzo dziękuję wydawnictwu

Wieża Sokoła [Katarzyna Rogińska]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

23 października 2011

"Strzeż się psa" Izabela Szolc

Izabela Szolc
Strzeż się psa
Wydawnictwo Oficynka, 2011


Podobno pies to najlepszy przyjaciel człowieka. Bo przecież wszyscy kochamy te sierściuchy z zimnymi nosami, które tak wspaniale grzeją nam stopy w chłodne wieczory. No ale czy czasem nie warto spojrzeć na nie z innej strony i pomyśleć, że pies to też człowiek? Może jedynie miłośnicy kotów tego nie potwierdzą, ale powiedzmy sobie prawdę - psy myślą jak my, zachowują się jak my i czują jak my. A książka Izabeli Szolc jest tego najlepszym dowodem. Więc uwaga, oto przed wami pierwszy psi kryminał!

Albrecht - przez znajome psiaki nazywany po prostu Alem - jest bloodhoundem. Jak sam Al początkowo twierdzi ta nazwa nie bardzo odpowiada jego łagodnemu usposobieniu, chociaż i on potrafi czasem kłapnąć szczęką, gdy ktoś jest nazbyt natarczywy. A przecież bloodhoundy to nadzwyczajnie psy gończe, potrafiące wytropić niemal wszystko. Więc czy Al da sobie radę także z dziwnymi przypadkami śmierci psów, które ostatnio zdarzają się w okolicy? W uwielbieniu dla Laury, swojej właścicielki, którą szczerze kocha, pies pokazuje nam, że wśród tych zwierzaków, także znaleźć można niezwykle inteligentnych, cytujących największe osobistości i posługujących się łaciną. Albrecht jest tego najlepszym przykładem.

Nieprzewidywalna i całkowicie niekonwencjonalna opowieść, bez której nie sposób się obejść. Pośród stosów książek, które przytłaczają nas najbardziej powtarzalną tematyką, tu mamy całkowitą nowość, która bez dwóch zdań zasługuje na uznanie. Uczynienie z czworonogów bohaterów, które potrafią radzić sobie w swoim świecie z prawdziwie ludzkim podejściem, nie mogło udać się lepiej.

Psy to inteligentne zwierzęta, ale tutaj ich umysł zadziwia. Może nie wszyscy z nas wiedzą, kim był cesarz Hadrian, nie potrafimy posługiwać się łaciną czy nie jesteśmy zbyt obeznani w literaturze filozoficznej, więc tym bardziej zaskakiwać może fakt, że Al ma to wszystko w małym palcu. Książka pełna jest mądrych cytatów, wielu psich refleksji odnośnie pieskiego życia, uczuć do Laury i wszystkich jej kochanków, a także morderstw które coraz bardziej niepokoją wszystkie zwierzęta.

Książka jest krótka, napisana przyjemnym, swobodnym stylem i czyta się ją naprawdę błyskawicznie. Al i pozostałe psy zapewniają nam odrobinę humoru, nadając koloru całej opowieści. Książka przyciąga, dzięki niecodziennemu ujęciu świata z perspektywy czworonogów, a także uświadamia, że to nie tylko zwierzęta, ale też istoty tak samo obdarzony rozumiem i uczuciami jak my. To kryminał w świetnym wydaniu, który nie raz potrafi zaskoczyć. Nie wiem, czy każdy miłośnik kryminałów odnalazłby tu coś dla siebie, zwłaszcza jeśli uwielbia tradycyjny sposób budowania takich książek. Wielbiciele czworonogów jednak powinni być zachwyceni, a także ci, którzy szukają jakiejś odmiany nowego tchnienia w kryminalny świat.

Zabawna historia, pełna mądrości, zaskakująca rozgrywającymi się wydarzeniami i wcześniej nie znanym nam spojrzeniem na świat. Jestem pewna, że niejedna osoba jeszcze zachwyci się tą książką, doceniając jej oryginalność i wyjątkowe podejście do tematu. Polecam zwłaszcza psim fanom:)

Pięknie dziękuję wydawnictwu:
:)

Strzeż się psa [Izabela Szolc]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

21 października 2011

"Człowiek, który wkradł się do Auschwitz" Denis Avey, Rob Broomby

"Przez kilka dni pracowałem obok jednego biedaka, chyba nazywał się Franz. Zacząłem go rozpoznawać w tłumie. Któregoś dnia po prostu go nie było. Wykorzystałem chwilę, kiedy kapo nie patrzyli, i zapytałem kogoś z komanda, co się stało z Franzem. Ten wskazał w górę obiema rękami i odparł:
- Wyleciał przez komin.
Łuski opadły mi z oczu."
Człowiek, który wkradł się do Auschwitz
Denis Avey, Rob Broomby
Wydawnictwo Insignis, 2011


Nie często sięgam po książki historyczne, bo trudno mi się czyta o tak nierozsądnych walkach, w których człowiek przestawał być człowiekiem. O tyle, o ile nie jestem pasjonatką historii, są pewne okresy i wydarzenia, które mnie zawsze w jakimś stopniu interesowały i do nich należała druga wojna światowa, a także wydarzenia rozgrywające się w obozach koncentracyjnych. Choć bestialstwo to jest nam chyba dziś dobrze znane, zupełnie inaczej się je odbiera, gdy przedstawia je człowiek, który wszedł tam z własnej woli i wyszedł z tego cało.

Denis Avey jest Brytyjczykiem, inżynierem. W wieku dwudziestu lat wstąpił do armii brytyjskiej i wtedy właśnie rozpoczęła się jego długa przygoda z karabinem na plecach. Niejednokrotnie został ranny, między innymi w bitwie pod Sidi Rezegh, kilkakrotnie wzięty do niewoli, z których też nie raz udało mu się uciec. Statek, którym był transportowany do Włoch został zbombardowany, a jemu i tak udało się przeżyć i w końcu dopłynął do okupowanej Grecji. Ostatecznie został przeniesiony do obozu jenieckiego w Monowicach, a po kolejnej próbie ucieczki, przeniesiono go do obozu pracy niedaleko niemieckiego koncernu chemicznego. Stamtąd kilkakrotnie zamieniał się ubraniami z więźniem w Auschwitz III-Monowitz, by na własne oczy przekonać się, jak okrutnie traktowani są tam Żydzi.

Książka jest naprawdę interesująca i niezmiernie chciałam ją przeczytać odkąd tylko zobaczyłam tytuł. Człowiek, który wkradł się do Auschwitz. Brzmi trochę niedorzecznie, gdy wiemy, co tam się działo, dlatego tym bardziej dziwić się można, czego człowiek, który nie był skazany na obóz koncentracyjny, tam szukał. Historia wydaje się nieprawdopodobna, ale autor (a zarazem bohater) tłumaczy, że po prostu musiał się tam znaleźć. Przekonać się, jak to życie wygląda i jak daleko mu do prawdziwego życia.

Chociaż sama historia jest naprawdę świetna, zawiodłam się odrobinę na tej książce. Oczywiście jest tu opisane wszystko, w jaki sposób Denis Avey znalazł się w obozie, dlaczego się tam znalazł i jak radził sobie w środku, jednak dla mnie było to za mało. Tak naprawdę cała historia o wdarciu się do Auschwitz zajmuje tylko niewielką część całej książki. Reszta to opowieść wcześniejszego życia Avey'a, który dokładnie opisywał raczej życie młodego żołnierza na frocie, który nie raz został ranny, który wciąż musiał zabijać wrogów i ratować siebie, gdy szanse na przeżycie były i tak nikłe.

Myślę, że ktoś sięgając po te książkę, będzie oczekiwał bardziej wyczerpującego opisu jego pobytu w Auschwitz, bo to właśnie sugeruje nam tytuł. Z przykrością stwierdzam, że tacy czytelnicy zawiodą się na niej, bo to raczej ukazanie Avey'a jako dobrego żołnierza, który potrafił wyjść cało z każdej opresji, nawet tej najbardziej szaleńczej, do której sam w pełni świadomy się wpakował. Opowieść rozpoczynająca się od nauki strzelania, a kończąca na poszukiwaniach ludzi, którzy mogli wnieść coś więcej do tej książki. To nie jest opowieść o Auschwitz, ale o człowieku, który w ryzykownym życiu brytyjskiego żołnierza, pewnego dnia tam wszedł, kolejnego uciekł, a teraz chciałby o tym opowiedzieć.

Książka nie zaspokoiła moich oczekiwań, choć była bardzo dobrą lekturą. Miejscami na pewno wstrząsającą, bo to w końcu wojna, która nie potrafiła być inna. To raczej biografia Denisa Avey'a, bo opisuje jego życie od początku aż po dziś dzień, nie przywiązując szczególnej uwagi do żadnego okresu. Ciekawa, z wciągającą historią, ale wciąż poniżej oczekiwań.

"Znów z trudem oddychałem. Panowała potworna duchota i wszędzie unosił się zapach rozkładających się ciał. Auschwitz III nie przypominało żadnego innego miejsca. Stało się piekłem na ziemi. Doświadczyłem tego, ale to było upiorne, przerażające doznanie."
Za książkę dziękuję wydawnictwu

Człowiek, który wkradł się do Auschwitz [Denis Avey, Rob Broomby]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

18 października 2011

"Ja, anielica" Katarzyna Berenika Miszczuk

Katarzyna Berenika Miszczuk
Ja anielica - tom 2
Wydawnictwo WAB, 2011


W Piekle nic nie było proste. Diabły wciąż coś knują i trudno odkryć, czy kolejny raz nie wpakują się w kłopoty, pociągając za sobą innych. Z siłami piekielnymi nie warto zadzierać, nawet jeśli jest się jednym z nich. Pierwszy tom przygód o Wiktorii Biankowskiej odkrywa przed nami wiele z tych tajemnic, choć jeszcze więcej wciąż jest do odkrycia.

Wiktoria przeżyła w Piekle wiele trudnych dni i poznała osoby, o których wolałaby zapomnieć. Cóż, tak też się stało. By móc znów żyć i być na ziemi wraz ze swoim ukochanym Piotrem, z jej głowy musiały zniknąć wszystkie wspomnienia. Z czystą kartą zaczęła życie na nowo, nie wiedząc, co tak naprawdę się działo. Okazuje się jedna, że Piekło, a w szczególności diabeł Beleth nie ma ochoty z niej rezygnować. Daje jej jabłko, po którym jej i Piotrowi wracają wszystkie wspomnienia. Ten nagły powrót jednak nie może wróżyć nic dobrego. Piotr szybko zostaje wciągnięty w kolejną intrygę zazdrosnego diabła, a Wiktoria po namowie udaje się do nieba, by pomóc Belethowi i Azazelowi tam wrócić i odzyskać utracone skrzydła. Jak się okazuje, nie tylko Piekle czyhają niebezpieczeństwa...

Nie da się ukryć, że Katarzyna Berenika Miszczuk, pisząc trylogię o Wiktorii, wykonała świetną robotę. Nie sposób przejść obojętnie obok tej historii, chyba głównie dlatego, że jest bardzo nietypowa jak na polską książkę. U nas na próżno szukać powieści o podobne tematyce, które były by wyjątkowe i świetnie napisane. Autorka udowadnia, że potrafi stworzyć wciągająca opowieść, bohaterów, z którymi trudno się rozstać i historię, która wciąż zaskakuje. „Ja, anielica” potrafi zaspokoić wybredne gusta, a przy tym umilić czas przy zabawnych przygodach bohaterów i ich nieustających egoistycznych spisków.

Historia zapewnia nam kilka godzin świetnej zabawy. Wiktoria wplątuje się w niezłe kłopoty, z pozoru bez wyjścia, ale przy pomocy przyjaciół i zaufanych osób, wszystko staje się możliwe. Nie zabraknie także niecnych postępków Beletha i Azazela, a także jak zwykle pokrzywdzonego w wyniku ich działań Piotra. Czytelnicy poprzedniej części wiedzą, jak daleko diabeł jest w stanie się posunąć, by mieć Wiktorię tylko dla siebie. Jest gotowy na wszystko.

Uwielbiam humor, który przeplata się we wszystkich wydarzeniach. Tutaj Piekło przecież nie jest takie straszne, a nawet sam Lucyfer potrafi rozbawić. Archanioły są może bardziej stereotypowe, choć i one mają swoje tajemnice. Przeniesienie całej akcji do Nieba nadaje jej świeżości i zaskakuje nowymi odkryciami, bohaterami i zadaniami.

Mogę się nazwać fanką tej autorki i jestem pewna, że będę sięgać także po następne jej książki, a na pewno na ostatnią część trylogii, czyli „Ja, potępiona”, będącą aktualnie w przygotowaniu. Myślę, że na tych opowieściach nie można się zawieść. Bardzo zabawna, uprzyjemniająca chwile, wciągająca i na pewno zwracająca na siebie uwagę. Polecam wszystkim fanatykom niecodziennych piekielnych (choć może teraz odrobinę niebiańskich) historii.

Ja, anielica [Katarzyna Berenika Miszczuk]  - KLIKAJ I SłUCHAJ ONLINE

16 października 2011

"Myślę, że cię kocham" Allison Pearson

Allison Pearson
Myślę, że cię kocham
Wydawnictwo Albatros 2011


Wszyscy kiedyś mieliśmy kilkanaście lat i pragnienia, które dziś wydają się być niecodzienne. Ja jednak z pewną nostalgią spoglądam w te czasy, kiedy wszystko, co nieosiągalne, tak bardzo przyciągało. Czy wy czasami za nimi nie tęsknicie? Ta książka na pewno pomoże nam w pewnym stopniu powrócić do tamtych lat i przypomnieć nam, jacy byliśmy i czego w głębi serca chcieliśmy.

Petra ma trzynaście lat i jest bezgranicznie zakochana w muzyku, Davidzie Cassidy. Wie o nim wszystko, a dokładnie wszystko, co piszą o nim w gazetach. Kiedy ogłoszony zostaje quiz o jej ulubieńcu, w którym można wygrać spotkanie z nim, ona i jej przyjaciółka, Sharon, rozwiązują go z nadzieją, ze to właśnie im uda się wygrać. Mija 25 lat. Życie Petry bardzo się zmieniło. Umarła jej matka i właśnie rozstaje się z mężem. Po tylu latach odnajduje list, z którego dowiaduje się, że wygrała „Wielki quiz wiedzy o Davidzie”. Choć minęło już wiele lat, nie ma zamiaru rezygnować z odbioru swojej nagrody. Wraz z przyjaciółką ruszają do Las Vegas na spotkani tej dawnej miłości.

Książka to bardzo lekka i przyjemna opowieść, napisana w humorystyczny sposób. Spodziewałam się większej ilości zabawnych dialogów, choć nie czuję się zawiedziona. Chwile spędzone przy książce przeniosły mnie kilka lat wstecz, kiedy, jak mi się wydaje, sama byłam podobna do Petry. Jej zachowania i wybory z perspektywy czasy wydają się dziś czasem śmieszne, ale chyba niejedna z nas w rzeczywistości była podobna. Ja na pewno do tego grona się zaliczam.

Bohaterowie byli ciekawi. Jak wspomniałam, z Petrą i Sharon rzeczywiście można było się utożsamić, a pokazywały one niejedną dzisiejsza nastolatkę. To chyba dobrze, gdy w takich postaciach odnajdujemy cząstkę siebie sprzed kilku lat. Historia od razu wtedy nas do siebie zbliża i na pewno w jakiś sposób zajmuje. Postać Billa, dziennikarza w magazynie traktującym o Davidzie, momentami była bardzo urokliwa i przyciągająca. Jego przemyślenia były czasem bardzo refleksyjne, co przyjemnie się czytało, jednak czasem wydawały się być odrobinę niepoważne, biorąc pod uwagę, że był dorosłym mężczyzna.

Powieść nie jest wymagająca, ale też nie porywa, prosta i ciekawa, choć przewidywalna, nie nudzi i miło spędza się przy niej parę chwil, choć pozostawia wrażenie, że czegoś nam brakuje. Jest ciekawa, napisana w przyjemny sposób, ale nie zachwyca. Nie zdradzając zakończenia, mogę powiedzieć tyle, że nie bardzo mi się ono podobało - nie tyle samo rozwiązania, co sposób jego zakończenia. Cały czas miałam wrażenie, że bohaterka po tych 25 latach od rozwiązania quizu, wciąż była trzynastoletnią dziewczynką. Ale może o to właśnie chodziło? O ukazanie tego zdziecinnienia, które pomimo dorosłości, wciąż gdzieś w nas jest i być może nigdy nie zniknie.

Po książce „Myślę, że cię kocham” spodziewałam się dużo więcej. Oczekiwałam porażającego humoru, dużo więcej refleksji i niecodziennych wydarzeń. Tutaj wszystko miało swój powolny rytm, który nie każdemu może przypaść do gustu. To nie jest opowieść o miłości, ale o dorastaniu, o tym jak życie wokół nas się zmienia, jak my się zmieniamy, chociaż w głębi duszy wciąż jesteśmy tymi samymi nastolatkami. Trochę o dziecięcej naiwności, wyborach, które wtedy wydawały się ważne i o powrotach do tamtych lat.

Książka na pewno pozostawiająca po sobie miłe wrażenie, a jednak bez chęci powracania do niej. Lekka, przyjemna opowieść, po którą można sięgnąć z braku lepszej lektury. Nie polecam, nie odradzam:)

------
Brakuje mi czasu na wszystko. 
Musze się jakoś wreszcie zorganizować... ;)
Miłego dnia dla wszystkich!

11 października 2011

"Nie szukaj mnie" Piotr Wereśniak

Piotr Wereśniak
Nie szukaj mnie
Wydawnictwo Otwarte, 2010


Ostatnio zalewa mnie fala kryminałów i czasem trudno szukać w nich jeszcze czegoś nowego, czegoś, co zdołałoby zaskoczyć. „Nie szukaj mnie” zdołało mnie jednak zainteresować już ciekawym opisem, który zapowiadał świetną historię. Miałam nadzieję, że książka spełni moje wymagania i wprowadzi coś nowego do licznych dziś opowieści kryminalnych, a przede wszystkim będzie czymś wyjątkowym w polskiej literaturze. Odnalazłam książkę, która po raz kolejny uświadomiła mi, że warto czytać polskie książki, do czego też chciałabym przekonać was.

Gośka musiała długo uciekać przed przeszłością, która wprowadziła do jej życia niemałe kłopoty. Teraz zdawałoby się, że zdołała wreszcie wydorośleć, nabrać pewności siebie i przestać być tą samą osobą, która kilka lat wcześniej dawała się wykorzystywać. Jej życie trwało teraz w Grecji, gdzie mogła zaznać choć odrobinę spokoju z nową tożsamością, pogrzebując Gośkę, a stając się Nadją. Kiedy pewnego dnia w jednej z gazet widzi swoje zdjęcie i artykuł o własnej śmierci, sprawy zaczynają się komplikować. Ma nadzieję, że będzie mogła wreszcie przestać się ukrywać, chociaż szybko odkrywa, że ktoś nadal jej szuka i pragnie śmierci. Ucieczka zaczyna się na nowo.

Historia jest bardzo wciągająca, może już przez samą postać Gośki, która jest zbudowana wyśmienicie. Pierwsze strony wprawiają w zdumienie, że można być tak słabą i kruchą istotą, ale jej transformacja psychiczna po kilku latach ucieczki, czyni z niej twardą kobietę, które wie, czego chce i potrafi radzić sobie w najniebezpieczniejszych sytuacjach. Decyzje które podejmuje są pełne emocji, a zdumiewa także to, jak radzi sobie z nieustannie polującymi na nią ludźmi.

Na uznanie zasługuje także postać dziennikarza Igora, który ratuje Gośkę od wybuchu bomby na jej łodzi i pomaga jej w dalszych wydarzeniach. Podobało mi się przedstawienie jego rozdarcia między rodzącym się uczuciem, a pragnieniem zdobycia dużych pieniędzy. Właściwie wielu bohaterów musiało dokonywać tu trudnych wyborów, grać o wszystko, ryzykując życie własne i innych. Nadało to smaku całej powieści.

Książkę czyta się bardzo szybko, głównie dlatego, że historia nabiera tak zawrotnego tempa, że nie sposób odłożyć książki, nie wiedząc co dalej. Opowieść zdaje się być dopracowana w najmniejszych szczegółach, układając się w całość tak, że właściwie do samego końca nie wiemy, co tak naprawdę się dzieje. Bohaterowie są zaskakujący do ostatnich stron, każdy coś ukrywa, nawet jeśli myślimy, że wiemy o nich wszystko. Samo rozwiązanie historii było nagłe i zaskakujące, że aż trudno było nie pytać siebie, dlaczego? Co właśnie się dzieje? Sposób planowania całej akcji przez główną bohaterkę zdumiewa, wciąga i zaskakuje.

Sięgając po tę książkę, nie spodziewałam się, że aż tak mi się spodoba. To bardzo lekki w czytaniu, nie zajmujący na długo, ale zapadający w pamięć kryminał bez papierowych bohaterów, ze świetnie poprowadzoną historią. Tak jak nam obiecywano, mamy tu zawrotne tempo, duże pieniądze i wielka miłość, a to wszystko w najlepszym wydaniu. Pełny zaskakujących wydarzeń kryminał, który polecam z czystym sumieniem wszystkim:)

 ---

książkę kupicie za 9,90 zł w księgarni kumiko.pl :)

8 października 2011

"Królowa cierni" Richelle Mead

Richelle Mead
Królowa Cierni
cz. 2 serii o Czarnej Łabędzicy
Wydawnictwo Amber
Data wydania 29.09.2011


Autorka serii o Akademii Wampirów i cyklu o Georginie Kincaid jest mniej znana z książek o Eugenie Markham. To dopiero druga część z tej serii i, choć nie czułam do bohaterów takiego przywiązania, jak we wcześniej wymienionych książkach, Mead uświadomiła mi, że jednak warto było czekać, bo ten tom naprawdę zaskakuje. Cieszę się, że po raz kolejny autorka mnie nie zawiodła. Tym razem w całkowicie niewampirzej konwencji o Czarnej Łabędzicy Odylii, córce Króla Burz, Królowej Cierni.

Eugenie Markham zajmowała się wypędzaniem demonów już dość długo. Wbrew pozorom było to bardzo spokojne życie, które jej odpowiadało. Nie mogła jednak uniknąć pewnych wydarzeń, które w efekcie uczyniły ją królową kraju cierni. Jak się okazuje, sprawa przestała być prosta. W wyniku transformacji jej kraj zaczął cierpieć na suszę i głód. Nawet jej umiejętności wyszukiwania wody nie są wystarczające w tak suchym klimacie. Na dodatek z wiosek zaczęły znikać młode dziewczyny, jej poddani się jej boją, pojawiają się silne demony ognia, których nawet ona nie potrafi pokonać, a proroctwo spłodzenia dziecka, który miałby być królem Tamtego Świata, wisi nad nią nieubłaganie. A to jeszcze nie koniec problemów.

Przyznam, że nie czekałam na tą książkę tak, jak czekałam na pozostałe części cykli Mead. Poprzedni tom był dobry, ale nie na tyle, aby za nim tęsknić. Także i do tej części podeszłam z dość dużym sceptycyzmem, sądząc, że nic mnie tu nie zaskoczy. O tyle, o ile pierwsza część tej książki była całkiem zwyczajna i mało było w niej znanego już mi sposobu budowania napięcia przez Mead, o tyle dalej opowieść tak mnie wciągnęła, że nie byłam już w stanie się oderwać. Cieszę się, że teraz mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że na książkach Mead nie można się zawieść.

Tutaj bohaterowie przedstawiają się naprawdę świetnie. Sposób ewolucji Eugenie z osoby, która chciała trzymać się z daleka od Tamtego Świata, do prawdziwej królowej, która troszczy się o swoich poddanych, naprawdę zdumiewa. Także fani romansu znajdą u coś dla siebie, bo, o tyle, o ile w poprzedniej części w tej kwestii było nudnawo, tutaj naprawdę można zachwycić się bohaterami męskimi. Postacie wprowadzają dużo dobrego, ale lekkiego humoru, zaskakują wyborami i często dwoma twarzami. Nie znalazłam tu postaci, która byłaby opisana niewystarczająco, zadowolił mnie każdy.

Sama historia przedstawia się dość pokrętnie, przez co wciągająco. Trzeba przyznać, że w tej części dzieje się bardzo wiele, a po przeczytaniu zakończenia jestem głodna dalszej części. Naprawdę opowieść została świetnie poprowadzona, w całkowicie nieprzewidywalny sposób, a stworzona podstawa do kolejnej części sprawia, że już trudno się jej doczekać.

Ten cykl wypada naprawdę dobrze na tle bestsellerowej Akademii Wampirów, która ma najwięcej fanów. Myślę jednak, że dzisiaj w całym wampirzym bumie ta część może co niektórym spodobać się dużo bardziej. Tutaj króluje magia, demony i szamani, a dzięki temu wyróżnia się spośród innych paranormali. Ze swojej strony polecam ogromnie nie tylko fanom Mead. Nawet pomimo najgorszej okładki, jaką widziałam w tym roku:)

4 października 2011

"Od nowiu do pełni" Hanna Fronczak

Hanna Fronczak
Od nowiu do pełni
Wydawnictwo Fabryka Słów, 2009


Po przeczytaniu tej książki zaczęłam poważnie zastanawiać się nad tym, czy może to nie pora, aby zrobić sobie dłuższe wakacje od fantastyki. Naprawdę trudno było mi ja przeczytać, choć początkowo niejedno mnie w niej przyciągnęło. Okładka mi się podoba, pomysł na powieść świetny, przedstawienie historii w postaci krótkich opowiadań wypada tu równie dobrze. Więc co było nie tak?

Praga za czasów panowania Rudolfa II Habsburga. To właśnie tutaj swoje laboratorium posiada uczony Bernhard, który pragnie dokonać rzeczy niezwykłych. Pasjonuje go wpływ światła księżyca na ludzi i wciąż czeka na upragniona pełnię. Do laboratorium pełnego luster zaprasza różne osoby, z których wydobywa esencję życia. Za ich pomocą tworzy nieumarłych, którzy mają być lepsi i bliżsi ideałom. Szybko odkrywa że igranie w ten sposób z życiem i śmiercią nie jest łatwe, a za ingerencję w naturę słono się płaci.

Pomysł na opowieść podobał mi się ogromnie. Umieszczenie wydarzeń w Pradze nadało historii świetnego charakteru, a postać naukowca, który dąży do spełnienia na pewno nie raz zachwyca. Tchnięcie życia w kamienny posąg czy niepokojąca zjawa - były to takie elementy, które na pewno niejedno potrafiły uświadomić. Niezaspokojona ciekawość wciąż prowadziła naszego bohatera w ślepe uliczki, nie pozwalając mu spełnić tego, do czego dążył. Nie był jednak bierny na doświadczenia i z każdej historii wychodził mądrzejszy, nie popełniając już tych samych błędów. Czy jednak był bliżej swojego celu?

Podobało mi się podzielenie jednej historii na rozdziały, z których każde było jakby odrębnym opowiadaniem. Kolejne treści były kolejnymi etapami w życiu Bernharda, lecz tym razem bogatszym o przeszłość.

Było tutaj kilkoro ciekawych bohaterów, których rzeczywiście warto było poznać. Na pewno imponujące było to, jak przeplatały się w nich dwie świadomości, czemu winne były eksperymenty Bernharda. Herbert, stworzony nieumarły brat, był postacią, która na pewno podobała mi się najbardziej, a jednak jego rola była tu zbyt mała, żeby nadała kolory całej powieści. Wśród pozostałych bohaterów nie zachwycił mnie już nikt. Chociaż każdy z nich miał swoją psychologię i dobry powód, dla którego zjawił się u Bernharda, dla mnie to za mało.

Historia jest mądra, pouczająca, z dużym opisem przemyśleń i refleksji. Dla mnie jednak brakowało w niej czegoś, co zatrzymałoby mnie na dłużej. Wolałabym oprzeć tę opowieść na mniejszej ilości bohaterów, którzy sami byli już dobra nauczką, że ze śmiercią igrać nie należy. Książka była dla mnie ciężka, pod względem budowy, języka, zupełnie mnie nie pochłonęła. Ostatni rozdział bardziej kartkowałam niż czytałam, ciesząc się, że zbliżam się do końca.

Jeszcze nigdy tak bardzo nie męczyłam się z napisaniem opinii, jak do tej książki. Naprawdę żałuję, że tak świetna historia była opisana tak... niezatrzymująco. Polecam tylko miłośnikom gatunku, bo oni na pewno znajdą tu coś więcej niż ja. Całej reszcie raczej odradzam.

1 października 2011

"Polowanie na Perpetuę" Ewa Stec

Ewa Stec
Polowanie na Perpetuę
Wydawnictwo Otwarte, 2009


„Polowanie na Perpetuę” to moje drugie spotkanie z Ewą Stec w tak krótkim czasie. Niedługo po „Klubie Matek Swatek” sięgnęłam i po tę książkę, znając już styl pani Ewy i wiedzieć, czego można się po niej spodziewać. Z ogromnym zdziwieniem jednak stwierdzam, że tak wielkiej zabawy nie przewidziałam, i o tyle, o ile tamta książka mi się podobała, ta mnie zwyczajnie zachwyciła.

Agata ma dwójkę dzieci i kochającego męża, Pawła. No, ale czy na pewno kochającego? W ostatnim czasie wszystkie poszlaki wskazują na to, że ją zdradza. W ich małżeństwie po raz pierwszy pojawiło się tyle kłótni i niedopowiedzeń, coraz mniej spędzali ze sobą czasu, no i jeszcze ta nowa sekretarka... Na dodatek brat Agaty, na co dzień przywdziewający sutannę, wplątuje ją w niezwykłe spotkanie z kolumbijską zakonnicą, Perpetuą, która skrywa niemniej tajemnic niż mąż Agaty. W wirze tych wszystkich zagadek i podejrzeń nasza bohaterka szybko wplątuje się w niezłe tarapaty. Kim są mężczyźni tak usilnie starający się odnaleźć Perpetuę? Czemu zakonnica jest tak skrajnie pozbawiona ascetyzmu? I do kogo należała prezerwatywa znaleziona w samochodzie Pawła?

Bez jakichkolwiek wątpliwości mogę od teraz nazywać się ogromną fanka pani Ewy. Ta książka była naprawdę niesamowita, a humor nasilał się z każdą stroną. Oczywiście równie wyborna była tu cała intryga - zarówno ta prowadzona przez Agatę w celu przyłapania Pawła na gorącym uczynku, jak i ta kryminalna, związana z Perpetuą. Dwuznaczne sytuacje spotykamy tutaj co chwilę, ale nawet to, że pozwalają one nam od razu spodziewać się pewnych rzeczy, nie psuje nam zabawy.

Samo pojawienie się zakonnicy, która, co jak co, na zakonnicę nie wygląda, już sprawia, że nie mamy ochoty oderwać się od lektury. Choć Perpetua nie miała tu ogromnej roli, wiecznie jej nie było i wciąż ktoś jej poszukiwał, właśnie w tym przecież miał tkwić urok całej Perpetui. Agata to kobieta jak każda inna - martwiła się chłodem w związku i przeczuwała najgorsze, widząc niewykwalifikowaną, „silikonową” sekretarkę swojego męża, który od jej zatrudnienia coraz bardziej odsuwa się od swojej żony.

Książkę czyta się naprawdę błyskawicznie. Nie sposób powstrzymać się od uśmiechu przy tej komedii omyłek, którą Stec nam zafundowała. Rzeczywiście po raz kolejny nie podobał mi się sposób budowania zdań (znów ten dziwny szyk dobry dla odpowiedniej intonacji, ale nie do czytania), ale chyba można się do niego przyzwyczaić, a w końcu i tak przestaje on przeszkadzać.

Bez wątpienia „Polowanie na Perpetuę” podobało mi się odrobinkę bardziej niż „Klub Matek Swatek”, choć żadnej z tych książek niczego nie brakuje. Tutaj mamy jednak ciekawszy humor, bardzo nietypowe historie, lżejszych bohaterów i przede wszystkim dwuwątkowość, czyli ów kryminalną intrygę związaną z samą Perpetuą, jak i element literatury kobiecej, czyli rzekoma zdrada, której ujęcia, dochodzenia i przypuszczenia przedstawione były w niesamowity sposób.

Coraz bardziej jestem zadowolona z czytania polskich autorów, choć jeszcze niedawno tak się przed nimi broniłam. Bardzo polecam książki Ewy Stec, a w szczególności tę, jeśli ktoś pragnie dobrego wieczoru przy zabawnej lekturze i intrygujących bohaterach. 4/5

Książka dostępna także w wydaniu pocket, ale polecam to, które ja mam w księgarni merlin.pl już za 8,5 zł :)

30 września 2011

„Monster High. Upiór z sąsiedztwa” Lisi Harrison

Lisi Harrison
Monster High. Upiór z sąsiedztwa
Wydawnictwo Bukowy Las, 2011


Monster High na liście bestsellerów pnie się w górę i to chyba nie dziwi nikogo, kto miał już odwagę zetknąć się z tymi nietypowymi postaciami. Chociaż niepokoi mnie trochę cała infantylizacja tej książki, warto po nią sięgać, żeby zrozumieć, że nie wszystko jest takie, jakie się wydaje. To książka młodzieżowa, ale jestem pewna, że i starsi odkryją w niej coś godnego uwagi. Takich lekcji życiowych nie dostaniemy w żadnej innej szkole, a ci niecodzienni bohaterowie jeszcze nie raz nas zaskoczą. Macie ochotę poznać upiora z sąsiedztwa?

Frankie wciąż nie ma dość. Trudno jej powiedzieć pass i przestać martwić się o życie wszystkich RAD-owców (Ruch Atrakcyjnie Dziwnych). No bo czy to, że są wyjątkowi w odrobinę inny sposób niż normalsi, musi zmuszać ich do życia w ukryciu? Choć Frankie jest jeszcze młoda, ma najwięcej zapału z całej grupy i to jej najbardziej zależy na tym, aby wreszcie móc pokazać się w całej swej okazałości i udowodnić ludziom, że nie muszą się ich bać. Cleopatra niestety nie jest zadowolona, że teraz cała uwaga skupia się na Frankie, a także nie popiera przyjaźni z normalską Melody. Kiedy pojawia się pomysł nakręcenia filmu dokumentalnego o RAD-owcach, wiadomo, że coś musi pójść nie tak...

Przy Monster High bawiłam się naprawdę świetnie. Miło czasem przeczytać coś lekkiego, gdzie nie spotyka się samych trudnych decyzji i szarego dorosłego życia. Tutaj wszystko jest dużo bardziej kolorowe i wciąż coś nas zaskakuje. Druga część historii Monster High przynosi nam na pewno wiele długo oczekiwanych zmian, czyli kolejnego kroku do wyzwolenia się ze swoich kryjówek. Bo chociaż RAD-owcy to nie normalsi, chcą być traktowani tak jak oni - bez krzyku na ich widok i z pełną akceptacją. Czy to zbyt wiele?

Książka to narracja trzecioosobowa. W pierwszej części mieliśmy jednak historię opisywaną z punktu widzenia dwóch osób, a tutaj do Frankie i Melody dołącza jeszcze Cleo. Rozdziały tak jak poprzednio przeplatają się, dzięki czemu historia się dopełnia i nie pozostawia żadnych tajemnic. Co napotkamy jeszcze w tym tomie? Knucia, spiski, próby ratunku, nieoczekiwane ujawnienia, desperację i zdrady. Oj tak, było tego sporo, ale przecież wszystko po to, by ostatecznie przekonać się, że każdy chce być akceptowany, bez względu na to, kim jest i co robi.

Może, gdybym wciąż miała -naście lat patrzyłabym na tę opowieść inaczej. Byłaby to jedynie wspaniała rozrywka z zabawnymi bohaterami. Teraz jednak nie mogę przestać widzieć jej jako świetnej pouczającej historii, uczącej łamania wszelkich barier i stereotypów. To naprawdę mądra powieść, której nie powinno zabraknąć na półkach wszystkich nastolatków, a którą powinni potraktować z większą należną jej uwagą.

Trochę niepoważne ujęcie, bardzo młode postrzeganie świata, na pewno przypominające nam odrobinę nas samych, kiedy byliśmy młodsi. Codzienne decyzje, błahe problemy, a to wszystko urastało wtedy do statusu niepojętych dylematów. Miło czasem powrócić do tamtego czasu, kiedy nasz system wartości wyglądał zupełnie inaczej niż dziś. Tamte chwile były przecież proste z punktu widzenia „dziś”, ale nie z punktu widzenia „wtedy”. Dlatego dla uczniów Monster High są one tak szalenie ważne.

Polecam szczególnie nastolatkom. Pozostałym w ramach relaksu :) 4/5

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości:




Opinia poprzedniej części tutaj.
Książka najtaniej dostępna na aros.pl już za 22, 40 zł :)

29 września 2011

Wyniki (:

Dziękuję wszystkim za udział w wygrywajce :)

Czas już niestety minął, więc książka musi znaleźć swojego właściciela. 
Tak więc "Fatum" Piotra Rowickiego

wędruje do

bluedress

 Ogromnie gratuluję:) Z bluedress skontaktuję się już za chwilę, a pozostałym raz jeszcze dziękuję, życzę miłego dnia i jak zwykle zapraszam ponownie:)