Jak
obiecałam, szybko pobiegłam do kina obejrzeć tę nową i wspaniałą
wersję Carrie. Dość podekscytowana, bo zawsze z wielką
przyjemnością oglądam Julianne Moore na ekranie, a i na młodą i
piękną Chloë Grace Moretz, która już nieraz od dobrej strony nam
się pokazała („Pozwól mi wejść”, „Kisk Ass” czy „Mroczne
cienie”), warto było zobaczyć.
Pierwsze
wrażenie? Chloë jest zdecydowanie za ładna. Jak bardzo za Kingiem
starała się zagrać "niezgrabną, przysadzistą dziewczynę",
tak z "pryszczy na szyi, plecach i pośladkach" twórcy
postanowili zrezygnować. A gdy pójdziemy dalej tym tropem,
kingowskie "kompletnie pozbawione koloru włosy", tu
zamieniły się w piękną, bujną blond czuprynę. Sissy Spacek w
tej roli spisała się dużo lepiej. Nie była typowym ślicznym
dziewczęciem, a to piękno trzeba w niej było dopiero dojrzeć. Dokładnie tak, jak u Carrie.
W filmie, w
porównaniu do wersji pierwotnej Carrie, widać znaczy postęp nie
tylko w efektach specjalnych i dźwiękowych, lecz także w kwestii
technologii. W 1976 roku zrozpaczoną i roznegliżowaną Carrie
dziewczyny tylko wyśmiewały pod prysznicami. Teraz mogły już cały
ten fakt nagrać iPhonami i udostępnić w sieci. Tego u Kinga nie
było. Twórcy filmu zdecydowanie poszli z duchem czasu, co
niejednokrotnie napawało mnie zdumieniem - jak stary, zużyty
samochód Tommy'ego, który teraz stał się długą, lśniącą
limuzyną.
Julianne Moore |
"Nowa
Carrie" dużo gorzej radziła sobie z budowaniem napięcia. Była
to dość typowa, czasem kompletnie pozbawiona atmosfery grozy spod
pióra Kinga historia o kolejnej dziewczynie trzymającej się na
uboczu, która jest wyśmiewana przez swoje koleżanki. Twórcy za
bardzo starali się wpasować film we współczesne młodzieżowe
kanony popularności, przez co stracił trochę w ostatecznej ocenie.
Piper Laurie |
Postać
matki Carrie w nowej wersji podobała mi się jednak dużo bardziej.
Doskonale wpasowała się w dzisiejsze czasy ta nawiedzona przez Boga
kobieta, która tu już nie głosi słowa bożego, chodząc po domach
innych (co chyba dziś byłoby rzeczywiście nie do przyjęcia), a o
"bezbożnych czasach" wspomina z prawdziwym
bólem, nie z uśmiechem na twarzy. W "starej Carrie" ta
postać momentami wydawała się zbyt zrównoważona, zbyt normalna,
jak na czyny, których potem się dopuszczała, tu stanowiła jedność
życia codziennego i modlitwy do bólu.
Sissy Spacek czy Chloë Moretz? |
Filmy były
dość wiernie odwzorowane, jeśli chodzi o książkę, choć od
siebie różniły się całkowicie charakterem. Dla mnie "nowa
Carrie" to lepsza Margaret White, a "stara Carrie" to
zdecydowanie bardziej udana postać Carrie White. Główna scena,
rozgrywająca się na balu dużo lepiej wypadła w pierwszej wersji,
choć obie miały swe lepsze i gorsze strony. Nie każdy przepada za
sposobem budowania napięcia w starych horrorach (choćby poprzez
specyficzną muzykę). Ja zawsze uważałam, że miało to swój
urok, choć czasami wypadało bardziej komicznie niż strasznie.
Nadal jednak pozostaję fanką Sissy Spacek i pierwszej ekranizacji,
choć ta nowa w moim przekonaniu wypadła całkiem dobrze. Polecić
jest warto obie. Na pewno każda znajdzie wielu fanów, bo przecież
przekazują nam genialną historię napisaną przez króla grozy,
która, jak widać, okazuje się być ponadczasowa.
A wam która
wersja podobała się bardziej?
Może i obejrzę ten film, ale ostatnio zraziłam się do ekranizacji popularnych książek :P
OdpowiedzUsuńOj, bardzo różnie z nimi bywa! Czasami tez wolę ominąć niektóre ekranizacje :)
UsuńCarrie de Palmy dużo lepsza, bez dwóch zdań. Faktycznie dziewucha z nowej ekranizacji jest ładna, trochę nie pasowała jako taka szara myszka, bardzo ciężko było mi uwierzyć w tę jej nieśmiałość, brak poczucia wartości etc. Mimo wszystko przez pierwszą godzinę oglądało mi się to dobrze. Film zrujnowało ostatnie 20 minut :/
OdpowiedzUsuńTeż mi się tak wydaje, Sissy Spacek lepiej komponowała się z tą nieśmiałością i barkiem pewności siebie ;)
UsuńSiedzi mi w głowie ten film, oj siedzi i myślę czy wybrać się na niego do kina czy jednak nie ;)
OdpowiedzUsuńWstyd się przyznać, ale nie czytałam książki jeszcze i nie widziałam żadnego filmu ;( Koniecznie muszę nadrobić.
OdpowiedzUsuńKoniecznie! I ksiązka i filmy są warte poznania!
UsuńNie widziałam jeszcze nowej adaptacji, ale się wybieram.
OdpowiedzUsuńBardzo chcę zobaczyć ten film, żeby porównać książkową i starą Carrie :) najbardziej rozbroiło mnie, że trailer filmu streszcza praktycznie całą fabułę... Mimo wszystko jestem nastawiona optymistycznie i cieszy mnie, że ekranizacja to jednak nie dno totalne :)
OdpowiedzUsuńJa również trochę się zawiodłam na trailerze, chociaż to chyba i tak mniejsze zaskoczenie dla kogoś, kto już znał całą fabułę. Gorzej dla tych, którzy dopiero mieli zamiar ją poznać :)
UsuńStara adaptacja była b. dobra. Z chęcią porównam.
OdpowiedzUsuńWszystko idzie z duchem czasu i książki Kinga muszą się z tym pogodzić :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńMiałam takie same wrażenia po obejrzeniu "Carrie", jak dla mnie zbyt uwspółcześnili, w dodatku nie tak wyobrażałam sobie tytułową bohaterkę ;)
OdpowiedzUsuńNatomiast, co mnie śmieszyło w ekranizacji De Palmy, to jak Carrie ruszała oczami, gdy przesuwała przedmioty. Z kolei w tej wersji rusza rękami niczym jakaś czarodziejka :P Mnie telekineza bardziej kojarzy się z koncentracją i zamkniętymi oczami.
Znana jest mi z telewizji tylko ta starsza wersja i do kina na nową się nie wybrałam. Horrory wolę oglądać w domu, ale chyba w tym przypadku pozostanę zwolenniczką tej starszej wersji - choć może i nowszą edycję kiedyś zobaczę. Masz rację - twórcy chcą coś pokazać - takiego jak wyśmiewanie czy gnębienie w szkołach - ale nadal aktorka pozostaje piękna, tak jakby inna wersja nie wchodziła dziś w rachubę.
OdpowiedzUsuń