13 listopada 2011

"Kiki van Beethoven" Eric-Emmanuel Schmitt

„Nostalgia? Nie. Gniew. Niechęć. Nienawiść. Słuchanie muzyki czterdzieści, pięćdziesiąt lat po tym, gdy się ją usłyszało po raz pierwszy, to większe okrucieństwo niż przyglądanie się w lustrze sobie i swojemu zdjęciu z młodości: widać, w jakim stopniu człowiek się zmienił, ale wewnątrz”.

Eric-Emmanuel Schmitt
Kiki van Beethoven
Wydawnictwo Znak, listopad 2011

Eric-Emmanuel Schmitt zdaje się za każdym razem pokazywać mi od innej strony. O tyle, o ile wcześniej spotykałam się z jego książkami, które były jedynie opowieściami o ludziach, którzy docierają gdzieś w głąb siebie, odkrywając to, co wcześniej było im obce, a może zwyczajnie ukryte, o tyle tutaj otrzymałam prawdziwie osobiste zwierzenia autora. Trudno jednak przeczytać te książkę, i nie zacząć zastanawiać się nad własnymi emocjami, nad własnym życiem, nawet jeśli Beethoven nigdy nie bywał w naszych sercach na dłużej.

Książka to dwie historie. Pierwsza opowiada o Kiki van Beethoven, 60-letniej kobiecie, mieszkającej w domu starców, która z pozoru wydaje się być szczęśliwa. Dopiero, kiedy nabywa maskę przedstawiającą Beethovena, zdaje sobie sprawę, że nie słyszy. Wraca pamięcią do przeszłości, gdy kompozytor był tak ogromną częścią jej życia, gdy każda rzecz w nim związana była płynąca muzyką. Teraz już zapomniała o nim, zakopała gdzieś myśli o nim i przez wiele lat nie wracała do nich. Razem ze sowimi przyjaciółkami odbywają podróż w głąb siebie, szukają przyczyny milczenia Beethovena. Podczas tej podróży odkrywają, że każda z nich tłumi w sobie jakiś ból, z którym nie chciała się zmierzyć, o którym chciała jedynie zapomnieć. Beethoven ma im pomóc zmierzyć się z tym, co było, i znów słyszeć jego muzykę.

Druga opowieść „Kiedy pomyślę, że Beethoven umarł, a tylu kretynów żyje” to już osobista podróż Schmitta. Tutaj zawarł właściwie całą historię swojego życia, całkowicie duchowe, najbardziej emocjonalne spojrzenia na muzykę, na przeżycia, którymi teraz się z nami dzieli. Po latach trafia do muzeum, w którym napotyka na wystawę poświęconą Beethovenowi. Od tej chwili wciąż pyta siebie dlaczego? Dlaczego zapomniał o Beethovenie? Wraca myślami do pierwszych chwil, kiedy się z nim spotkał. Gdy jego nauczycielka powiedziała właśnie to zdanie: „Kiedy pomyślę, że Beethoven umarł, a tylu kretynów żyje”, a on zaczął zastanawiać się, czy kto tak naprawdę umarł, Beethoven czy my?

To bardzo refleksyjny rozdział, który odsłania wszystkie myśli autora. Analizuje on, dlaczego Beethoven zniknął z jego życia i co zrobić, by powrócił. Odnosi się do życia kompozytora, zaznaczając, że mimo całej samotności, licznym nieszczęściom, które go spotykały, potrafił napisać „Hymn do radości”. Próbuje także skonfrontować Beethovena z Mozartem. Zauważa, że o tyle, o ile Mozart oddaje nam wspaniałe, bezbłędne, idealne już przy pierwszej nucie partytury, Beethoven zostawia tyle samo partytur, co brudnopisów, kreśląc i zmieniając coś o chwilę. Mozart ma dawać nam produkt swojej duszy, Beethoven natomiast oddaje nam całą duszę.

Książka ta opowiada nie tylko o muzyce, ale przede wszystkim o spojrzeniu na świat z punktu widzenia muzyki. Mówi o radości, o miłości, o optymizmie, o ludziach, którzy uciekają od szczęścia, a także o tych, którzy z biegiem czasu stają się tacy jak wszyscy, zapominając o przeszłości, o tym, co było ważne, idą po prostu z tłumem, bo piękno jest dla nich nie do zniesienia. Wyjaśnia, że mamy żyć tak, aby nie stawać się nieśmiertelnym, ale odnaleźć się w naszej doli, zaakceptować kruchość, słabość, porzucić złudzenie, że wszystko wiemy, zwrócić się ku humanizmowi.

To bardzo emocjonalna, mocno filozoficzna książka, pełna refleksji autora, ale wciąż też skłaniająca nas do własnych przemyśleń. Autor do książki dołącza na płytę z sześcioma utworami Beethovena. Zaznacza też, abyśmy najpierw przeczytali książkę, słuchając owych kompozycji, a potem posłuchali samych utworów, tworząc z nimi swoją własną historię. Tym sposobem chce być łącznikiem pomiędzy nami a Beethovenem, zapewniając nam podróż w głąb siebie.

„Kto umarł, Beethoven czy my?”

18 komentarzy:

  1. Muzyka jest przepięknym tłem każdej historii. Chciałabym przeczytać coś tego pana, muszę się wreszcie wziąć za siebie i wybrać się do księgarni :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Schmitt w swojej twórczości nawiązuję bardzo często do Mozarta, więc kwestia napomnienia o Beethovenie wydaję się oczywista :)
    Nie wiem dlaczego,ale nie mam ochoty sięgnąć na razie po tą książkę.
    Lubię pozycję tego autora, ale w nadmiarze są bardzo niestrawne :)
    Poczekam, więc do momentu,gdy zatęsknię za jego stylem i skonfrontuję moje odczucia z twoimi :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie do Schmitta nie trzeba namawiać. Jak tylko wpada mi w ręce, po prostu czytam, smakuję, delektuję się i zachwycam. Uwielbiam tego pisarza.

    OdpowiedzUsuń
  4. Spodobała mi się twoja opinia o tej książce i chętnie poznam świat muzyki z innej perspektywy.Ciekawym, kuszącym dodatkiem są dołączone do książki utwory Beethovena, które ja osobiście bardzo lubię, więc tym większa moja radość i chęć poznania "Kiki van Beethoven".

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawa okładka. Treść również.Książki tego autora faktycznie są bardzo emocjonalne. Może przeczytam za jakiś czas.

    OdpowiedzUsuń
  6. biedronka - właściwie to Schmitt zapoczątkował ccykl o kompozytorach, rozpoczynając właśnie od Mozarta, drugim jest Beethoven, a przed nami jeszcze Schubert i Bach. Pokazuje więc, że nie tylko Mozart jest godny uwagi:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam tego autora więc i "Kiki..." muszę przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Do tej pory czytałam już 3 książki tego autora i podobały mi się wszystkie - jedne bardziej drugie mniej, więc po tę pozycję bardzo chętnie sięgnę :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Zdecydowanie muszę ją przeczytac. Mam nadzieję, że wkrótce wpadnie mi w ręce:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Mam w planach. A tytuł drugiego opowiadania mnie rozwalił:D

    OdpowiedzUsuń
  11. Super, nowa książka Schmitta :) Widzę, że bardzo refleksyjna i muzykalna. Tym bardziej godna uwagi.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Odkąd przeczytałam "Oskara i panię Różę" mam zamiar zapoznać się z jeszcze innymi książkami Schmitta, ciągle jednak sięgam po coś innego. Muszę w końcu się za coś zabrać, może po "Kiki van Beethoven".

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo lubię tego autora, więc na pewno przeczytam i tę książkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Zastanawiałam się nad tą książką, ale doszłam do wniosku, że jest zbyt filozoficzna i raczej nie przypadnie mi do gustu

    OdpowiedzUsuń
  15. Moja przygoda z tym autorem zaczęła się i skończyła na książce "Oskar i pani Róża". Jakoś nie przypadła mi do gustu, tak samo jak i styl pisarski tego pana. Chyba nie zajrzę, niestety.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Pewnie kiedyś po nią sięgnę, lubię Schmitta ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Czytałam od Schmitta tylko "Oskar i pani Róża" i chętnie sięgnę po coś innego, a ta pozycja wydaje się być nad wyraz ciekawa...

    OdpowiedzUsuń
  18. Ja bardzo lubię Schmitta, ale tę książkę ledwo "strawiłam". Zupełnie do mnie nie trafiła, a szkoda, bo co rusz spotykam dużo pozytywnych opinii na jej temat.

    OdpowiedzUsuń