Autor: Arthur Miller
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2009-06-04
Moja ocena: 5/5
Trudno czytać taką książkę, mając świadomość, że to wszystko, co w niej jest zawarte i dla nas dziś nieprawdopodobne, działo się naprawdę. To, co Miller zawarł w swoim dramacie, to przerażająca historia kobiet i mężczyzn, którzy przez zwyczajne niedomówienia i zbiegi okoliczności, uznani za korzystających z usług diabłów, zostali skazani na śmierć i to bez szansy na obronę.
Historia zaczyna się w momencie choroby małej Betty. Jak się potem okazuje, ona i inne dziewczęta, zostały przyłapane wcześniej na tańcach w lesie przez pastora Parrisa. Niedomówienia dotyczące tego wydarzenia, jakoby widział ona tam nagą kobietę i kocioł, sprawiają, że pada podejrzenie o czary i współdziałanie z diabłem. Właśnie to wydarzenie przyniosło bowiem chorobę na Betty i Ruth, z których dusza zdawała się ulecieć. Wieści w Salem rozchodzą się szybko, dlatego w krótkim czasie wszyscy są już poinformowani o tym, że szatan obecny jest w miasteczku, a przez to rodzą się podejrzenia wobec kobiet i mężczyzn, którzy z nim współdziałają. Na światło dzienne wychodzi wiele sytuacji, które kiedyś były niewiadomą, a teraz mogły być wyjaśnieniem tych diabelskich spraw. Kilkaset kobiet w niedługim czasie zostaje postawiona przed sądem i oskarżona o czary. Z niewielką możliwością obrony.
Rzadko zdarza mi się czytać dramaty, a jednak do tego przysiadłam z wielką radością i z niemałymi wymaganiami. W końcu zawarte tu są elementy historyczne (czego nie zmienia nawet fakt, że wydarzenia zostały w jakiś sposób dostosowane do zbudowania dramatu, który przecież stanowił potem podstawę dla sztuki teatralnej). Muszę przyznać, że książka nawet nie tyle zaspokoiła moje oczekiwania, co je przerosła. Dramat jest bardzo sprawnie napisany, lekkim i prostym językiem i całkowicie współczesnym, chociaż akcja rozgrywa się przecież w XVII wieku. Przez cały czas coś się dzieje, wydarzenia rozgrywają się szybko, ale wywołują uczucie niedowierzania i zainteresowania tym, co działo się właściwie nie tak dawno temu. Książkę czyta się szybko, a nawet może zbyt szybko, bo historia ta jest niezwykle ciekawa. Sposób budowania wydarzeń i napięcia jest bardzo prawdziwy, tak samo jak ludzie, ich charaktery, postawy i wola walki lub odwrotnie - chęć pogrążenia innych przez własne gorsze uczucia.
Niewiarygodne jest to, że ludzie, którzy przez lata budowali swój autorytet, tak bardzo boją się teraz go utracić, że są w stanie wysłać kilkadziesiąt, kilkaset kobiet i mężczyzn na śmierć, byle by tylko nie wydało się, że to oni mogli popełnić błąd, że zrobili coś, czego robić nie powinni, a tamci ludzie tak naprawdę są niewinni i w żaden sposób nie zasłużyli na taki los. Myślę jednak, że w tej kwestii mentalność ludzi nie zmieniła się wcale do dziś i także przez to jest to tak przerażające, bo ludzie zawsze dbać będą tylko o siebie. Skazywani tak naprawdę za nic. Sąd, który nie chciał nawet słuchać wyjaśnień, bo każda taka próba była uważana za podważanie wyroku i władzy sędziego. Oskarżają ich, używając najdziwniejszych spraw z przeszłości, które tak naprawdę nie były żadną podstawą dla takiego osądu. Ludzie szukali ratunku i jeszcze bardziej pogrążali siebie i innych w tych kłamstwach, które znaczyły dla nich jedynie śmierć.
Sam sędzia Danforth przyznaje się przecież do tego, że nie może ułaskawić ludzi, odwołać ich skazania, aby nie podważać swoich decyzji ["Nie przyjmę ani jednej prośby o ułaskawienie czy odroczenie wyroku. Ci, którzy nie wyznają swoich win, zawisną. Dwunastu już stracono, nazwiska siedmiu podano do wiadomości i miasto oczekuje, że umrą dziś rano. Odroczenie oznaczałoby brak mojego przekonania; ułaskawienie wzbudziłoby wątpliwości co do winy tych, których już stracono.
Kiedy przemawiam w imieniu Bożego prawa, nie wolno mi okazać słabości."]. Jego słowa w całym dramacie wzbudzają chyba największa kontrowersję, bo jest to człowiek, który mówi "nie żyjemy już w mroku wieczoru, gdzie zło miesza się z dobrem", a sam woli, aby ludzie kłamali, przyznając się do diabelskich powiązań, zamiast mówić prawdę, uważając, że jeśli nie stanie im się nic, o ile mają czyste sumienia. Jest to niezrozumiała postawa, a jednak tak bardzo dla tamtego czasu zwyczajna.
Kiedy przemawiam w imieniu Bożego prawa, nie wolno mi okazać słabości."]. Jego słowa w całym dramacie wzbudzają chyba największa kontrowersję, bo jest to człowiek, który mówi "nie żyjemy już w mroku wieczoru, gdzie zło miesza się z dobrem", a sam woli, aby ludzie kłamali, przyznając się do diabelskich powiązań, zamiast mówić prawdę, uważając, że jeśli nie stanie im się nic, o ile mają czyste sumienia. Jest to niezrozumiała postawa, a jednak tak bardzo dla tamtego czasu zwyczajna.
Historia jest szokująca, a także prawdziwa. To jest książka, którą naprawdę trzeba przeczytać, bo pokazuje tok myślenia ludzi, który w tamtym okresie był całkowicie absurdalny. Ludzie walczący o własne pozycje, którzy nie liczyli się w zupełności z tym, że zabijają. Ważne było tylko zachowanie pozycji, podkreślenie swojej władzy, zakańczanie swoich własnych spraw przez skazywanie na śmierć. Tak naprawdę ktoś, kto został oskarżony o czary, nie miał szans na przeżycie także dlatego, że przecież wtedy liczył się Bóg ponad wszystko. Wierzący miał do wyboru przyznać się do czarów, skłamać przed bogiem i ukazać się przed nim jako opętany przez diabły, który teraz dopiero uwolnił się spod jego władzy i żyć dalej jako grzesznik, albo utrzymywać swoją niewinność i za to skazać się na stryczek, za ukrywanie prawdy, kłamstwa i korzystanie z usług szatana. Wybór całkowicie absurdalny, dlatego ci ludzi zginęli w jedynie własnej świadomości i pewności, że są niewinni.
Okrutna, ale warta polecenia i przeczytania prawda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz