Autor: Terry Pratchett
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2004
Moja ocena: 3,5/5
Co właściwie znaczy "ja"?
Jestem ulepiona ze wspomnień moich rodziców, dziadków i przodków. Od nich pochodzi to, jak wyglądam, jaki kolor mają moje włosy. Jestem też po trosze każdą z tych osób, które spotkałam w swoim życiu i która zmieniła to, jak myślę. Więc co właściwie znaczy „ja”?
„Kapelusz pełen nieba” to moje pierwsze spotkanie z Terrym Pratchettem. Wiem, że jest to przecież jeden z najbardziej cenionych pisarzy fantastyki, dlatego postanowiłam wreszcie po niego sięgnąć. Niestety pech chciał, że trafiłam akurat najpierw na właśnie tą książkę i najwyraźniej nie był to dobry wybór, bo jeśli nie na zawsze, to przynajmniej na jakiś czas skutecznie zniechęcił mnie do Pratchetta.
Opowieść jest o młodej czarownicy Akwili Dokuczliwej, która nie jest zbyt dobrą czarownicą. Nie bardzo wychodzi jej czarowanie, tworzenie chaosu jest zbyt trudne, a latanie na miotle przyprawia ją o mdłości. Trzeba przyznać, że to takiej młodej dziewczynie musiało sprawiać wiele kłopotów. Postanowiła więc poduczyć się tych umiejętności i w tym celu opuściła swój dom i udała się pod opiekę do panny Libelli. Tam też Akwila dowiaduje się, że życie czarownicy nie polega jedynie na tej niezwykłej magii, która wydobywa się z różdżki i zaklęć, ale na magii życia codziennego, na pomaganiu innym, słabszym, tym, którym ciężko żyje się w samotności.
W czasie całej historii ujawniają się różne tajemnice, które są naprawdę bardzo interesujące i dość niecodzienne, bo Pratchett stworzy coś na kształt bardzo dowcipnego świata czarownic i ujawnia jak dziwaczne mogą być ich umiejętności. Bardzo podobała mi się „podwójna” panna Libella, opisy wykonywanych przez nią (przez nie?) czynności czytało się z przyjemnością. Już same postacie Fik Mik Figli są niezwykłe, zabawne i na pewno wnoszą dużo kolorów do całej treści. Myślenie Akwili było przedstawione całkiem dobrze, bo widać cały proces, każdy etap tego jak ono się zmieniało, z myślenia dziecka na myślenie kogoś, kto rozumie już więcej rzeczy. Taka pierwsza dorosłość Akwili.
Muszę przyznać, że trochę dziwne było tłumaczenie Doroty Malinowskiej-Grupińskiej, które jest trochę niezrozumiałe jak dla mnie. Dlaczego Akwila Dokuczliwa, jeśli w oryginale jest to Tiffany Aching? To coś całkowicie różnego i chyba trochę zmienia koncepcję samego autora.
Książka niestety nie wciągnęła mnie całkowicie i myślę, że gdyby nie humor (który był tu jedynym elementem, który z czystym sumieniem mogłabym nazwać doskonałym), odłożyłabym ją już po pierwszych dwóch rozdziałach. „Kapelusz...” bardzo mnie wymęczył i trudno było mi dotrwać do końca, jednak wiem, że jeśli raz odłożę książkę, nigdy już do niej nie wrócę, a nawet jak historia jest nieciekawa, to lubię wiedzieć jak się ona rozwiązuje. Przez cały czas miałam wrażenie, jakby ta książka zawierała w sobie dużo niepotrzebnej treści i jakby wystarczyło spisać całą historię na kilkudziesięciu stronach opowiadania, które czytałoby się szybko i zapałem, niż rozwlekać się (choć książka i tak jest cieniutka, bo ma ok. 250 stron) tworząc tą całość.
Nie czytałam co prawda poprzedniej części, ale chyba nie sprawiło mi to problemów w zrozumieniu powieści. Sama opowieść jest przecież mądra i bardzo dobrze pokazuje całą wewnętrzną ewolucję Akwili. Wciąż jednak czegoś mi tu brakowało. Choć wierzę, że po Pratchetta warto jest sięgać, to może akurat nie po tą książkę.
Klasyczny cykl "Świat Dysku" jest zdecydowanie lepszy i lepiej się też go czyta :) Polecam cykl o czarownicach lub straży.
OdpowiedzUsuńna pewno spróbuję za jakiś czas, jak ochłone po tej częsci :)
OdpowiedzUsuń