„Nostalgia? Nie. Gniew. Niechęć. Nienawiść. Słuchanie muzyki czterdzieści, pięćdziesiąt lat po tym, gdy się ją usłyszało po raz pierwszy, to większe okrucieństwo niż przyglądanie się w lustrze sobie i swojemu zdjęciu z młodości: widać, w jakim stopniu człowiek się zmienił, ale wewnątrz”.

Eric-Emmanuel Schmitt
Kiki van Beethoven
Wydawnictwo Znak, listopad 2011
Eric-Emmanuel Schmitt zdaje się za każdym razem pokazywać mi od innej strony. O tyle, o ile wcześniej spotykałam się z jego książkami, które były jedynie opowieściami o ludziach, którzy docierają gdzieś w głąb siebie, odkrywając to, co wcześniej było im obce, a może zwyczajnie ukryte, o tyle tutaj otrzymałam prawdziwie osobiste zwierzenia autora. Trudno jednak przeczytać te książkę, i nie zacząć zastanawiać się nad własnymi emocjami, nad własnym życiem, nawet jeśli Beethoven nigdy nie bywał w naszych sercach na dłużej.
Książka to dwie historie. Pierwsza opowiada o Kiki van Beethoven, 60-letniej kobiecie, mieszkającej w domu starców, która z pozoru wydaje się być szczęśliwa. Dopiero, kiedy nabywa maskę przedstawiającą Beethovena, zdaje sobie sprawę, że nie słyszy. Wraca pamięcią do przeszłości, gdy kompozytor był tak ogromną częścią jej życia, gdy każda rzecz w nim związana była płynąca muzyką. Teraz już zapomniała o nim, zakopała gdzieś myśli o nim i przez wiele lat nie wracała do nich. Razem ze sowimi przyjaciółkami odbywają podróż w głąb siebie, szukają przyczyny milczenia Beethovena. Podczas tej podróży odkrywają, że każda z nich tłumi w sobie jakiś ból, z którym nie chciała się zmierzyć, o którym chciała jedynie zapomnieć. Beethoven ma im pomóc zmierzyć się z tym, co było, i znów słyszeć jego muzykę.
Druga opowieść „Kiedy pomyślę, że Beethoven umarł, a tylu kretynów żyje” to już osobista podróż Schmitta. Tutaj zawarł właściwie całą historię swojego życia, całkowicie duchowe, najbardziej emocjonalne spojrzenia na muzykę, na przeżycia, którymi teraz się z nami dzieli. Po latach trafia do muzeum, w którym napotyka na wystawę poświęconą Beethovenowi. Od tej chwili wciąż pyta siebie dlaczego? Dlaczego zapomniał o Beethovenie? Wraca myślami do pierwszych chwil, kiedy się z nim spotkał. Gdy jego nauczycielka powiedziała właśnie to zdanie: „Kiedy pomyślę, że Beethoven umarł, a tylu kretynów żyje”, a on zaczął zastanawiać się, czy kto tak naprawdę umarł, Beethoven czy my?
To bardzo refleksyjny rozdział, który odsłania wszystkie myśli autora. Analizuje on, dlaczego Beethoven zniknął z jego życia i co zrobić, by powrócił. Odnosi się do życia kompozytora, zaznaczając, że mimo całej samotności, licznym nieszczęściom, które go spotykały, potrafił napisać „Hymn do radości”. Próbuje także skonfrontować Beethovena z Mozartem. Zauważa, że o tyle, o ile Mozart oddaje nam wspaniałe, bezbłędne, idealne już przy pierwszej nucie partytury, Beethoven zostawia tyle samo partytur, co brudnopisów, kreśląc i zmieniając coś o chwilę. Mozart ma dawać nam produkt swojej duszy, Beethoven natomiast oddaje nam całą duszę.
Książka ta opowiada nie tylko o muzyce, ale przede wszystkim o spojrzeniu na świat z punktu widzenia muzyki. Mówi o radości, o miłości, o optymizmie, o ludziach, którzy uciekają od szczęścia, a także o tych, którzy z biegiem czasu stają się tacy jak wszyscy, zapominając o przeszłości, o tym, co było ważne, idą po prostu z tłumem, bo piękno jest dla nich nie do zniesienia. Wyjaśnia, że mamy żyć tak, aby nie stawać się nieśmiertelnym, ale odnaleźć się w naszej doli, zaakceptować kruchość, słabość, porzucić złudzenie, że wszystko wiemy, zwrócić się ku humanizmowi.
To bardzo emocjonalna, mocno filozoficzna książka, pełna refleksji autora, ale wciąż też skłaniająca nas do własnych przemyśleń. Autor do książki dołącza na płytę z sześcioma utworami Beethovena. Zaznacza też, abyśmy najpierw przeczytali książkę, słuchając owych kompozycji, a potem posłuchali samych utworów, tworząc z nimi swoją własną historię. Tym sposobem chce być łącznikiem pomiędzy nami a Beethovenem, zapewniając nam podróż w głąb siebie.
„Kto umarł, Beethoven czy my?”